Justyna Kowalczyk: Starzeję się, więc muszę odpocząć WYWIAD

2011-03-07 3:00

Marit Bjoergen (31 l.) wreszcie przegrała na mistrzostwach świata. W ostatnim starcie, na 30 kilometrów stylem dowolnym, zajęła drugie miejsce. Niestety, to nie Justyna Kowalczyk (28 l.) pokonała Norweżkę. Zrobiła to śliczna Therese Johaug (23 l.). - Cieszę się, że te mistrzostwa już się skończyły - przyznaje Polka, która sięgnęła po brąz.

- Jest pani bardzo zawiedziona, że nie udało się obronić złotego medalu sprzed dwóch lat w biegu na 30 kilometrów?

- To był bardzo, ale to bardzo ciężki bieg, dlatego strasznie się cieszę, że zakończył się jakimkolwiek medalem. Może w dwóch albo trzech "trzydziestkach", które biegłam, było tak szalone tempo. Źle się czułam na trasie, a dziewczyny po prostu okazały się mocniejsze ode mnie. Nie będę czarowała, jaka jestem wspaniała, bo nie ukrywam, że ciężko było mi się za nimi utrzymać.

- Czy upadek na początku biegu nie wybił pani z rytmu?

- Nie, takie wypadki zdarzają się w biegach masowych. W ferworze walki zupełnie przez przypadek najeżdża się na czyjeś narty albo kijki i upadek gotowy.

- Jest pani zaskoczona zwycięstwem Therese Johaug?

- Nie, bo to świetna zawodniczka, już jako juniorka zdobyła medal mistrzostw świata w Sapporo. Potem miała dwa lata przestoju, a po Libercu wszyscy wiemy, co się stało (zachorowała na astmę - red.). Teraz dochodzi do siebie... Nazywamy ją z trenerem "maszyną do szycia", bo tak szybko i rytmicznie biega. Tak naprawdę pod górę nie jedzie na nartach, a podskakuje. Tu mogłaby pobiec nawet 50 kilometrów! Tak samo świetnie biegła pod Alpe Cermis na Tour de Ski, więc spodziewałam się, że tu będzie groźna.

Przeczytaj koniecznie: Lekkoatletyka: Worek medali w Paryżu

- Czy kiedy Johaug odjechała, pani i Bjoergen spodziewałyście się, że to był decydujący atak?

- Najpierw myślałam, że może dojdziemy ją na zjazdach. Jednak kiedy Marit dawała wyraźne sygnały, żebym jej pomagała, zrozumiałam, że nie walczymy już o złoto. Nie miałyśmy siły, by gonić szalejącą na trasie Johaug. Nie sądziłam, że odważy się tak szybko zaatakować. Pewnie chciała tylko rozciągnąć grupę i nie spodziewała się, że ja i Marit też odpadniemy. Upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu.

- To trzecia impreza z rzędu, z której przywozi pani trzy medale...

- Nigdy nawet nie marzyłam, że będę multimedalistką na trzech kolejnych wielkich imprezach. Każdy medal jest wyjątkowy, wywalczenie każdego to wielkie przeżycie; zwłaszcza po tak ciężkim biegu. Jestem bardzo zadowolona z tych medali, więcej chyba się nie dało zdobyć. Gdyby ktoś mi je dał przed mistrzostwami, wzięłabym w ciemno. Czuję tylko pewien niedosyt związany z biegiem na 10 kilometrów. Ale to nie ostatnie mistrzostwa w mojej karierze. O złoto powalczę za dwa lata w Val di Fiemme!

- Dobrze, że to już koniec mistrzostw?

- Zdecydowanie! To był piękny sezon i piękne mistrzostwa, ale myślę już o odpoczynku. Dostałam mnóstwo zaproszeń na komercyjne zawody, ale wystartuję tylko w jednym maratonie na 60 kilometrów w Rosji. Starzeję się, więc muszę czasem odpocząć... Tu poza startami zmęczyły mnie dojazdy na trasie Oslo - Holmenkollen. Choćby przed ostatnim startem: policjanci zatrzymali ruch i staliśmy 20 minut w korku. Wtedy trener zdecydował się pojechać... chodnikiem pod prąd! Policjant, który regulował ruch, chciał nas zatrzymać, ale jak mnie zobaczył, od razu nas przepuścił...

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze