Polacy napsuli krwi Austriakom w konkursie drużynowym, przegrywając rywalizację o wygraną tylko jednym punktem. Kamil Stoch w rozmowie z dziennikarzami zdradził, co było nie tak w jego drugim skoku, który mógł równie dobrze zdecydować o wygranej. Choć trzykrotny mistrz olimpijski miał do siebie trochę pretensji o próbę z drugiej serii, to jednak trzeba bardzo pozytywnie ocenić jego indywidualny występ na Wielkiej Krokwi. 134 metry w pierwszej serii i 128 w drugiej, w sumie 290,6 pkt.
– Skoki sprawiały radość. Było naprawdę w super, było, cytując klasyka, magicznie. Super atmosfera, bardzo czekałem na takie zawody, czuć to w powietrzu i wystarczy zaczerpnąć z tego energię i ją wykorzystać – powiedział Kamil Stoch.
– Wprowadziłem dziś pewne rozwiązania co do samej pozycji najazdowej. Wczoraj miałem z tym trochę problemów, „przepatrzyliśmy” to z trenerem [Thurbichlerem] i znaleźliśmy pewne rzeczy, które warto było wprowadzić i to podziałało – dodał, pytany o poprawę na dojeździe w porównaniu do piątkowego treningu i kwalifikacji. Skoczek z Zębu wciąż nie czuje się w 100 proc. zdrowy, ale zapewnia, że dyspozycja poprawia się każdego dnia.
Stefan Horngacher donosił na Piotra Żyłę! Tego się już nie wyprze, żalił się Małyszowi
Czy jest niedosyt po tej minimalnej porażce z Austrią? Stoch odpowiada: – Oczywiście, że niedosyt jest. Było bardzo blisko, zabrakło odrobiny szczęścia i może precyzji, przynajmniej w mim przypadku w drugim skoku. Cieszymy się z tego co mamy.
Jest lekki żal do Borka Sedlaka, który puścił Dawida Kubackiego w kiepskich warunkach w drugiej serii. O porażce z Austrią w końcu przesądziło jakieś 60-70cm. Stoch uważa, że każdy inny skoczek wylądowałby w tej sytuacji 10 metrów bliżej. Co więc poszło nie tak w skoku Stocha? – Warunki swoją drogą, ale technicznie mógł być lepszy. Odrobinę straciłem równowagę przed odbiciem. Przy tak trudnych warunkach trzeba być bardzo precyzyjnym, to wszystko musi być idealne, by wygrywać zawody – zakończył.