To była bardzo nietypowa inauguracja Pucharu Świata w skokach narciarskich. Nie dość, że po raz pierwszy w historii odbyła się tak wcześnie, bo już na początku listopada, to w dodatku po raz pierwszy rozegrana została na igielicie. Międzynarodowa Federacja Narciarska podjęła taki krok w związku z mistrzostwami świata w Katarze. FIS nie chciał "rywalizować" z meczami na mundialu.
Jednoznaczne słowa o kadrze Horngachera. Niemcy nie mają wątpliwości
Konkursy w Wiśle były niebywale udane dla polskich skoczków. Zwłaszcza dla Dawida Kubackiego, który dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu podium i nie miał sobie równych. Ale i inni reprezentanci biało-czerwonych pokazali się z dobrej strony, co może być powodem do optymizmu przed kolejnymi zawodami. Nieco inne nastroje panują w niemieckiej kadrze.
Podopieczni Stefana Horngachera nie spisali się tak dobrze, jak można było tego oczekiwać. Żaden z reprezentantów Niemiec nie zmieścił się nawet w pierwszej dziesiątce. To spore zaskoczenie, bo nasi zachodni sąsiedzi mieli być jednymi z faworytów do walki o podium w Wiśle. Niemieccy kibice i eksperci zauważyli słabą postawę zawodników i austriacki szkoleniowiec musiał zmierzyć się z pewną krytyką, ale o samym Horngacherze jak i o skoczkach fani nie mówią źle i daleko od minorowych nastrojów. - Oczywiście fani byli rozczarowani wynikami, zwłaszcza Geigera i Wellingera. Ale większość osób przyznała też, że to otwarcie było zupełnie inne niż zwykle. Słyszałem wiele opinii, nawet z Polski, że to nie było prawdziwe otwarcie Pucharu Świata - przyznał Luis Holuch, dziennikarz niemieckiego portalu skispringen.com w rozmowie z portalem WP SportoweFakty. Na razie więc daleko do paniki w niemieckiej kadrze, ale na pewno jest nad czym pracować.