Martin Hoellwarth w latach 90. XX wieku i na początku XXI wieku był jednym z czołowych austriackich skoczków. Na swoim koncie ma mnóstwo świetnych występów okraszonych medalami najważniejszych imprez. Aż czterokrotnie stawał na podium Turnieju Czterech Skoczni, choć nigdy go nie wygrał i ma m.in. srebrny medal igrzysk olimpijskich z konkursu indywidualnego. Hoellwarth był jednym z rywali Adama Małysza, gdy ten walczył o największe triumfy.
Rywal Małysza przeżył tragiczne chwile
Hoellwarth medale wywalczył mimo dwóch traumatycznych przeżyć. Najpierw 1996 roku zanotował fatalnie wyglądający upadek w Engelbergu. Pięć lat później brał udział w wypadku samochodowym, w którym zginął trener austriackiej kadry, Alois Lipburger. Zdarzenie było o tyle bardziej dramatyczne dla Hoellwartha, że to akurat on prowadził auto. Oblodzona jezdnia doprowadziła do tragedii.
W rozmowie z TVP Sport Austriak wrócił do tych wydarzeń. - Z obu się podniosłem, ale nie od razu. To trwało 19 lat. 19 lat, rozumiesz? Mistrzostwa świata w Lahti, na które pojechaliśmy tuż po tragedii, nie pamiętam prawie w ogóle. Stanąłem tam na podium, ale działałem jak zaprogramowany. Jak komputer, robot. Oddzieliłem wtedy głowę od reszty ciała. Byłem tam nieobecny duchem, a jedynie ciałem, absolutnie sterowalny jako sportowiec - powiedział Hoellwarth.
- Wokół sprawy wypadku narósł ogromny szum, ale ja go nie słyszałem. Nie czytałem, co mówiono. Ustawiłem mur wokół siebie i próbowałem chałupniczymi metodami jakoś temu wszystkiemu sprostać. A im bardziej szum rósł, tym wyższy był mur. A ja – Hoellwarth-robot – skakałem świetnie. Tylko że gdy minął czas, tej ściany przed światem nie udało mi się zburzyć - wyjawił. Austriak powiedział, że momentem zwrotnym w jego życiu był rozwód. To zdarzenie sprawiło, że zaczął treningi mentalne i obecnie sam pomaga ludziom w radzeniu sobie z problemami.