W przededniu mistrzostw świata

2008-05-23 12:59

Różnica czasu między Warszawą a Miami powoduje, że o wydarzeniach na Zatoce Biscayne dowiadujemy się kilkugodzinnym poślizgiem. Kiedy u nas jest rano, na Florydzie wszyscy śpią.

W nasze popołudnie, tam się dopiero budzą. Kiedy my zasiadamy do kolacji, Mateusz Kusznierewicz i Dominik Życki dopiero zaczynają wyścigi mistrzostw świata w klasie Star. Namówiliśmy Mateusza na krótką rozmowę w przeddzień bardzo ważnych regat w bardzo ważnym sezonie... 

"Żagle": Twierdzicie, że zimę przepracowaliście solidnie. W piątek ruszają mistrzostwa świata, a ostatnie dziesięć dni spędziliście trenując w Miami. Jaką formę zaprezentujecie?

Mateusz Kusznierewicz: Czwarte miejsce w Bacardi Cup  miesiąc temu dało nam sygnał, że forma rośnie i żeglujemy coraz lepiej. Co najbardziej miłe, ostatnie 10 dni treningów w Miami wprawiło nas w dobre humory. Wydaje mi się, że nasze samopoczucie na wodzie jest naprawdę niezłe. Pływamy mądrze, szybko, z refleksem i poprawia się nam "żeglarski nos", czyli czucie wiatru. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Zima się kończy, to nasze ostatnie dni w USA. Od maja ścigamy się w Europie.

Czyli możemy być spokojni, że nic Wam humoru nie popsuje?

Oczywiście pojawiają się jeszcze błędy i sytuacje, kiedy się zagapimy. Ale pływamy bez porównania lepiej niż jeszcze w styczniu, kiedy dopiero wchodziliśmy na wysokie obroty. Formę ustabilizowaliśmy.

Szykują się tłoczne regaty...

Przeprawę mieliśmy już podczas Bacardi Cup, kiedy ścigaliśmy się ze 117 łódkami. Teraz na liście startowej znajduje się 120 załóg. Wszyscy startujemy w jednej grupie, bo takie są przepisy klasy Star.

Ale nie tylko liczba żeglarzy, choć rekordowa, robi wrażenie. Przyjechali po prostu wszyscy. Jest więcej zawodników niż przed rokiem, a do tego poziom został wywindowany do góry. Jest wyższy niż kiedykolwiek wcześniej. Wszyscy zasuwają aż wióry lecą. Oczywiście mnie i Dominika także mam na myśli.

Wiele załóg traktuje te regaty jak "być albo nie być", bo walczą o przepustki olimpijskie. Niektórzy przeprowadzili się do Miami pół roku temu i trenują tu dzień w dzień. Do klasy wróciło wielu zawodników z Pucharu Ameryki i innych dużych jachtów. Zostały cztery miejsca na igrzyska, a chętnych wielu.

Wczoraj odbył się wyścig próbny. Jak wam poszło?

Mieliśmy z "Johnym" (Mateusz i Dominik zwracają się do siebie wzajemnie per "Johny")  niesamowite wrażenia. Niby wyścig próbny, a na starcie wszyscy palą się do scigania, do walki. Musze przyznać, że wszyscy są naprawdę szybcy i dobrzy. Do tego dokłada się olbrzymia liczba załóg - 120. A kiedy jest ponad setka, to robi się bardzo ciasno. Pojawia się zakłócony wiatr, łatwo o kolizję, albo że ktoś zabierze ci wiatr. Przez najmniejszy błąd traci się 20-30 miejsc. A potem trzeba odrabiać.
W wyścigu próbnym popłynęliśmy tylko pierwsza halsówkę, czyli kurs na wiatr. Na górnej boi przypłynęliśmy na czwartym miejscu, a potem wróciliśmy do portu.

Dlaczego nie skończyliście?

Co poniektórzy wcale nie startują w wyścigu próbnym. Nam on służy, by zobaczyć jak wygląda linia startu, na jakich statkach są komisje sędziowskie, jakie mają motorówki arbitrzy. Oglądam boje. Staram się także przymierzyć prędkościowo do niektórych rywali. To po prostu próba. Chodzi mi też by trochę się rozgrzać, i głowę, i mieśnie. Dziś popełniliśmy sześć falstartów generalnych, więc mimochodem zrobił się dobry trening samych startów. Ale ciśnienie jest ogromne. To widać i czuć, bo co poniektorzy wybierali żagle na pół minuty przed sygnałem startu.

W rozmowie z Dominikiem dzień wcześniej dowiedziałem się, że wykryliście jakąś nieprawidłowość. Podobno rozwiązaliście już ten problem?

Oczywiście to dzięki Andy'emu Zawiei. Nasz trener zuważył, że mieliśmy niepoprawnie przymocowany bloczek szotów na bomie. Jak się zastanawiam, żeglowaliśmy tak już od roku z tak umocnowanym uchwytem. Wtedy jednak mieliśmy dobrą prędkość, tylko brakowało jej na słabym wietrze. Teraz czuć poprawę. Właśnie w takich sytuacjach widać jak ważną rolę spełnia taki trener, który popatrzy z boku, wychwyci nawet najmniejsze niuanse. Andy w takich sytuacjach jest nieoceniony. Cały sprzęt jakim dysponujemy wymaga niezliczonej ilości konfiguracji, najróżniejszych elementów, ustawien, tu szekla mu być tak, tam linka musi mieć takie napięcie, a nie inne. Aby to wszystko skontrolować, trzeba być chyba geniuszem. Człowiek myśli o tysiącu spraw, by to wszystko złapać, a w wyścigu brakuje skupienia na szukaniu wiatru. Czasem łatwo coś pominąć.

Jakie są prognozy pogody na regaty?

Kwiecień w Miami, tutaj na Atlantyku to najlepszy miesiąc do tego sportu. Codziennie wieje 3 w skali Beauforta, a rozwiewało się do 4-5, nawet 6. 30 stopni ciepła, woda wcale nie chłodniejsza, słońce. Raz przeszedł front z deszczem, ale to wszystko. Takie właśnie będą prognozy ze wskazaniem na średnie i silne wiatry, choć wszystko jest możliwe na Zatoce Biscayne.

Trudno rozpalać nadzieje, ale kibice, dziennikarze i pewnie wy sami... wszyscy liczą na medal w klasie Star. Jednocześnie podkreślaliście, że traktujecie ten start jako formę treningu.

My nawet w lokalnych regatach żeglujemy na całego. Te mistrzostwa to pewien etap przygotowań do igrzysk, więc nie wytwarzamy sobie żadnej presji wynikowej. W takiej stawce każdy błąd kosztuje bardzo dużo, a czeka nas tydzień regat. My już mamy kwalifikację, więc nie musimy ustalać jakiejś szczególnej strategii. Po prostu będziemy robić swoje. Mam jednak nadzieję, że wylądujemy na przyzwoitym miejscu, choć podkreślam: nie jesteśmy jeszcze gotowi na zwycięstwo.

Rozmawiał
DARIUSZ URBANOWICZ
zagle.com.pl

Najnowsze