Czekałam na to pytanie! - zaśmiała się głośno Agnieszka Radwańska, zapytana o zachowanie Jerzego Janowicza. Przypomnijmy, że po spotkaniu z Chorwacją (1:3) w Pucharze Davisa tenisista w ostrych słowach zaatakował dziennikarzy, a Polskę nazwał krajem, w którym nie ma żadnych perspektyw.
- Jurek jest osobą impulsywną, z charakterem. Nerwy widać po nim i na korcie i czasem poza nim - zaczęła Radwańska. - Nie da się ukryć, że Jurek wybuchnął. Nie wiem ile czasu po meczu była konferencja prasowa. Chwilkę po spokaniu? No właśnie, to był największy błąd - analizowała Isia. - Wiem z doświadczenia, że przy tak silnych emocjach zawsze lepiej poczekać pół godziny, czy nawet godzinę, żeby ochłonąć. Ale nawet pomijając to, szczerze powiem, że i tak miał trochę racji, bo nie da się ukryć, że artykuły w Polsce są jakie są. Ciekawe co by było, gdybym dzisiaj przegrała ten mecz z Pliskovą. Zostałabym zrównana z ziemią i musiałabym z tym żyć. Jak się wygrywa to jest wszystko cacy, a jak się przegrywa, to jest ostry zjazd. Mógł to troszkę inaczej powiedzieć, ale rację miał - broni młodszego kolegi z kortu krakowianka.
Radwańska skomentowała również słowa Janowicza o tym, że sportowcy w Polsce "trenują gdzieś po szopach".
- Z tymi szopami to wiadomo, że była taka metafora - uśmiecha się Isia. - Moje warunki na początku kariery też były bardzo dalekie od ideału. Ja również grałam pod starymi balonami, zaczynałam trening jak było 0 stopni, a kończyłam jak były 4, w rękawiczkach. Było ciemno, brudno, śmierdziało... Dlatego tutaj też Jurek miał dużo racji - dodała Agnieszka.
Wtorkowy mecz z Czeszką Kristyną Pliskovą (nr 137 WTA) trwał godzinę i osiem minut. Tylko na początku meczu wysoka (184 cm) i silna rywalka toczyła zacięty bój z polską gwiazdą. Potem ogromny dystans dzielący dwie tenisistki w rankingu był juz bardzo widoczny. Za tę godzinkę z Czeszką Agnieszka zarobiła 10 tys. złotych.
To był pierwszy po 7 latach występ Radwańskiej przed polska publicznością. I śląskie powietrze chyba Isi służy, bo po raz pierwszy od dawna zagrała bez bandaży i plastrów, ani na udzie, ani na barku. Zniknął nawet wielki opatrunek chroniący lewe kolano kontuzjowane niedawno w finale turnieju w Indian Wells.
- Faktycznie, służy mi to śląskie powietrze. O tym samym ostatnio sobie myślałam - zaśmiała się zapytana o to Agnieszka. - Jest dobrze, nic mi nie dolega. Nie da się ukryć, że po tych dwóch długich turniejach w Ameryce (Indian Wells i Miami, red.) potrzebowałam po prostu trochę odpoczynku. Teraz kilka dni trenowałam, ale wcześniej zrobiłam sobie wolne i to mi pomogło, jest dużo lepiej.
- Nie miałam okazji zagrać przed polską publicznością przez te 7 lat, więc cieszę się bardzo, że wreszcie się udało - nie ukrywa Radwańska. - Fajnie, że taki turniej jest w Polsce i mam nadzieję, że będzie jeszcze długo. Na Śląsku grałam mnóstwo turniejów, gdy byłam młoda. W Bytomiu, w Zabrzu i w innych mniejszych miastach. Wspominam te czasy bardzo dobrze. To były małe juniorskie turnieje, ale wtedy te spotkana były dla mnie jak walka o życie - uśmiecha się krakowianka.
Radwańska jest zdecydowaną faworytką turnieju WTA w Katowicach. Polska publiczność bardzo liczy na jej zwycięstwo.
- Trema? Kiedyś, jak byłam młodsza, to faktycznie jak wychodziłam grać przed polskimi kibicami, to trochę ją czułam. Ale teraz mam za sobą tyle lat grania na wielkich turniejach, że duże doświadczenie pozwala mi wychodzić na kort z takim samym poziomem emocji i koncentracji, wszystko jedno czy to jest w Polsce czy nie i czy jest to turniej większy czy mniejszy. Tylko czasem, gdy jest to końcówka Wielkiego Szlema, te emocje są większe - dodaje Radwańska.
W II rundzie jej rywalką będzie Włoszka Francesca Schiavone albo Rosjanka Wiera Duszewina.