Agnieszka Radwańska 1 listopada 2015 roku zachwyciła świat, a z tej pięknej historii płynął morał, że nie można się poddawać w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Wspaniała Polka zaczęła walkę w WTA Finals w Singapurze od dwóch porażek, ale w zwariowanych okolicznościach wyszła z grupy. Potem był wspaniały mecz z Garbine Muguruzą (6:7, 6:3, 7:5) w półfinale. A na deser finał z Petrą Kvitovą (6:2, 4:6, 6:3), w którym czeska rywalka nagle zaczęła grać jak w transie. Jednak kiedy wydawało się, że zdominowana Isia nie ma z nią już szans, doczekaliśmy się szczęśliwego zakończenia. - Nieważne jak zaczynasz, ale jak kończysz - podsumowała wtedy ten szalony turniej Agnieszka Radwańska. - Nie znajduję słów, żeby opisać swoje emocje - dodała wzruszona krakowianka.
Krytycy zarzucali Agnieszce Radwańskiej, że choć od wielu lat była w ścisłej czołówce, to nie potrafiła wygrać żadnej dużej imprezy. Wytykali jej też, że w starciach z najmocniejszymi rywalkami zawsze pękała i przegrywała. Radwańska odpowiedziała im, wygrywając mistrzostwa WTA, w których pokonała aż trzy zawodniczki z TOP-5 rankingu - Halep (nr 2), Muguruzę (nr 3) i Kvitovą (nr 5). Kibiców krakowianki wzruszył wtedy niezwykle poruszający moment w czasie półfinału turnieju w Singapurze. Agnieszka Radwańska toczyła heroiczny bój nie tylko z hiszpańską faworytką Garbine Muguruzą. Polska tenisistka walczyła też z ogromnym bólem kontuzjowanego uda. W przerwie między setami zawołała na kort trenera Tomasza Wiktorowskiego (.
- Ta noga boli, przeszkadza w grze - poskarżyła się Agnieszka, która grała z ogromnym bandażem na prawym udzie.
- Ja wiem, że cierpisz. Wiem, że cię boli. Ale nie ma chwały bez cierpienia! Muguruza też już jest wyczerpana i plączą jej się nogi. Staraj się grać tak, żeby bolało jak najmniej. I nic jej nie pokazuj, że ta noga boli i ci przeszkadza! - motywował podopieczną Wiktorowski.
Pomogło. Dzielna Agnieszka Radwańska zacisnęła zęby, mimo bólu i zmęczenia znów zachwyciła świat tenisową magią. Jej mecz z Muguruzą był prawdziwym horrorem, bo we wszystkich trzech setach Polka roztrwoniła wysoką przewagę. Ale ważne, że ostatnie słowo należało do niej - wygrała 6:7(5), 6:3, 7:5, rewanżując się silnej Hiszpance za przykrą porażkę w półfinale Wimbledonu i trzy inne przegrane mecze w tym sezonie. - Agnieszka pokazała, dlaczego nazywam ją panią profesor - doceniła klasę Polki Muguruza.
Wielką niewiadomą było, czy Agnieszka Radwańska po tak wyczerpującym półfinale zdoła się pozbierać i już następnego dnia powalczyć w finale z Kvitovą. - Moja noga jest już bardzo zmęczona. Potrzebuję nowej! - żartowała Radwańska. - Cóż, w ostatnich tygodniach rozegrałam bardzo dużo meczów. Ale mam nadzieję, że w finale znów będę w stanie pokazać swój najlepszy tenis. Na pewno przyda się kolejny duży bandaż na udzie. Znów będę przypominać mumię - dodała ze śmiechem. W finale obie - i Polka, i Czeszka - zmagały się z kontuzjami. Kvitovej też przeszkadzał ból uda. Lepiej tę próbę charakteru wytrzymała Radwańska. - Agnieszka jest jak niekończąca się opowieść. Kiedy z nią grasz, piłki ciągle wracają na twoją stronę - komplementowała Polkę Czeszka.
To zwycięstwo nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie szalony finisz rywalizacji w grupie. Agnieszka Radwańska zaczęła walkę w Singapurze od dwóch porażek. Przed ostatnią serią spotkań potrzebowała nie jednego cudu, ale dwóch, żeby wyjść z grupy. Musiała najpierw wygrać 2-0 w setach z Simoną Halep, a potem liczyć na to, że pewna już awansu Maria Szarapowa również 2-0 pokona Flavię Pennettę. I stało się - najpierw Isia w fenomenalnym stylu rozbiła Rumunkę, a kilka godzin później swoją włoską robotę wykonała również Rosjanka! Mecz Radwańskiej z Halep był pasjonującym pojedynkiem. W tie-breaku pierwszego seta Agnieszka przegrywała już 1-5, ale wtedy serią genialnych akcji odrobiła straty! Wygrała 6 piłek z rzędu i seta. W drugiej partii Rumunka była już tak rozbita, że mogła tylko podziwiać kolejne wspaniałe zagrania Radwańskiej. Taki wynik eliminował ją, przedłużając szanse krakowianki. - W tym tie-breaku tak naprawdę już nie wierzyłam, że mogę odrobić straty. Dlatego zrelaksowałam się i nagle zaczęłam posyłać te niesamowite piłki. Byłam agresywna i ryzyko opłaciło się - mówiła wtedy Polka. - Po ostatnim spotkaniu byłam już tak zmęczona, że nawet nie trenowałam. Wygrałam, więc chyba będę częściej robić sobie wolne - żartowała. A kiedy reporterka zapytała ją, czy teraz wyśle Szarapowej SMS z informacją, że Maria musi wygrać 2-0 w setach, Isia odparła: - Nie chcę nakładać na nią dodatkowej presji. Po prostu będę trzymać kciuki przed TV albo na trybunach. Mam nadzieję, że zrobi swoje.
Maria Szarapowa zaczęła mecz z Flavią Pennettą niemrawo, przegrywała już 2:4. Ale potem pokazała, że na korcie zawsze daje z siebie wszystko. Wygrała, kończąc karierę Pennetty (włoska mistrzyni US Open zapowiedziała, że to jej ostatni turniej). Szarapowa wpuściła Radwańską do półfinału, a potem był ciąg dalszy tej niezwykłej historii. Aż do wielkiego triumfu naszej gwiazdy.