Mecze Novaka Djokovicia z Andym Murrayem to zawsze obfitujące w mordercze wymiany wojny na wyniszczenie. Dlatego wydawało się, że Serb, który w drodze do finału spędził na korcie ponad 3 godziny mniej niż Szkot, ma nieco większe szanse. W półfinale "Djoko" łatwo uporał się z Japończykiem Keiem Nishikorim (6:1, 6:1), a Murray męczył się długo i strasznie z Kanadyjczykiem Milosem Raoniciem (5:7, 7:6, 7:6). - Nie wierzę w teorie, że Andy będzie zmęczony i zabraknie mu sił. Kondycyjnie jest przygotowany fenomenalnie - przekonywał jednak przed meczem Djoković. I okazało się, że miał rację.
Murray od początku starał się atakować głównie bekhend Djokovicia, co okazało się doskonałym planem. Szkot dużo lepiej znosił trudy długich wymian, popełniał też mniej niewymuszonych błędów. Ten mecz pokazał, że w ciągu ostatnich miesięcy stał się najlepszym tenisistą na świecie, lepszym niż grający znacznie poniżej swoich możliwości Serb.
Do stanu 4:3 dla Murraya w pierwszym secie mecz był wyrównany. Potem Szkot przełamał serwis Serba i po chwili wygrał partię. Po tym niepowodzeniu Djoković już nie był w stanie przejąć inicjatywy. Na początku drugiej partii szybko znów stracił podanie. Popełniał coraz więcej błędów. Skupiony i dokładny Murray spokojnie wykorzystał słabość rywala.
To był pojedynek numer 35 Djokovicia z Murrayem w seniorskim tourze. Bilans jest wciąż korzystny dla Serba - 24-11. Ale liderem rankingu jest Szkot. I jako numer 1 skończy 2016 rok i rozpocznie nowy sezon.
ATP World Tour Finals w Londynie
Andy Murray - Novak Djoković 6:3, 6:4
