- Jak się pani czuję po takim sukcesie?
Iga Świątek: Przede wszystkim zmęczona. Chciałabym iść spać! (śmiech)
- W niedzielny wieczór bawiła się pani na uroczystej Kolacji Mistrzów Wimbledonu. Jak było?
- Było super! Novak Djoković rozkręcił imprezę. Poprosił Angie Kerber do tańca i to było niesamowite. A mi udało się zrobić sobie z nimi zdjęcia.
- W całym turnieju straciła pani tylko jednego seta. Była pani pewna zwycięstwa?
- Nigdy nie jestem pewna zwycięstwa, zwłaszcza na trawie. Jechałam na ten turniej nie do końca przygotowana, bo jednak ciężko w Polsce jest się przygotować do gry na tej nawierzchni. To zwycięstwo to dla mnie duże zaskoczenie.
- Co było najtrudniejsze dla pani w tym turnieju?
- Myślę, że pokonanie stresu, poradzenie sobie z presją. I tyle. Udało mi się to zrobić i potem już wszystko wyszło tak jak chciałam.
- Jakie plany na najbliższą przyszłość?
- Najpierw muszę się wyspać! (śmiech). Potem wystąpie w seniorskich turniejach w Europie. Najbliższy to ITF na Węgrzech. Potem zagram m.in. w turnieju w Warszawie - w sierpniu, na kortach Warszawianki. Wszystkich bardzo serdecznie zapraszam!
- Ten pani triumf to kolejny przełomowy moment w polskim tenisie?
- Nie wiem. Ja podchodzę to tego na luzie. Staram się mieć do tego zdrowy dystans. Nie chcę gwiazdorzyć. Teraz skupiam się na tym, żeby osiągnąć sukcesy w turniejach seniorskich. Na to czekam.
- Mistrzynie juniorskiego Wimbledonu zazwyczaj po roku dostawały "dziką kartę" do głównej drabinki seniorskiego turnieju. Pani też ją dostanie?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie mam pojęcia jak wyglądają teraz procedury, czy dostanę jakiegoś oficjalnego maila w tej sprawie. Ale skoro tak było co rok, to mam nadzieję, że ze mną będzie tak samo.
- Nie lubi pani być porównywana do Radwańskiej, ale teraz jeszcze trudniej tego uniknąć. Agnieszka w 2005 roku też wygrała juniorski Wimbledon i była to trampolina do jej wielkiej kariery. Z panią może być podobnie?
- Mam nadzieję, że tak. Zwycięstwo w Wielkim Szlemie daje ogromnego kopa, to duży zastrzyk pewności siebie. Myślę, że już od jakiegoś czasu byłam na taki triumf gotowa. Dwa lata czekałam na sukces w juniorskich turniejach. W końcu się udało. Moja pewność siebie na pewno wzrosła, choć była już wysoka po Rolandzie Garrosie (półfinał singa i triumf w deblu, red.).
- Przed Wimbledonem mówiła pani, że zdecydowanie woli grać na kortach ziemnych niż trawiastych. Ale oglądając pani mecze, ciężko było oprzeć się wrażeniu, że jest pani stworzona do gry na trawie.
- Teraz już sama nie wiem, którą nawierzchnię wolę. Potrzebuję chwilę czasu, żeby to przemyśleć (śmiech). Zawsze będę miała sentyment do mączki, bo jednak całe dzieciństwo spędziłam, grając na kortach ziemnych. Ale myślę, że z czasem przekonam się do trawy.
- W poprzednim sezonie straciła pani pół roku z powodu poważnej kontuzji stawu skowego. Wyhamowała pani karierę, czy jednak ta przerwa w grze mogła też pani pomóc osiągnąć sukces?
- Kiedy nie mogłam tak długo grać, było mi bardzo ciężko, ale równocześnie ta przerwa dużo mi dała. Przede wszystkim wzmocniłam się mentalnie. Pokazałam sama sobie, że skoro pokonałam kontuzję, rzecz na którą nie mam wpływu, to mogę wygrać ze wszystkim.
- Teraz już wyłącznie starty w turniejach seniorskich?
- Tak. Zagram jeszcze w igrzyskach młodzieży w Buenos Aires i to będzie mój ostatni juniorski występ.
- Jaka cecha Igi Świątek pomaga jej najbardziej wygrywać?
- Jestem uparta i dążę do celu niezależnie od wszystkiego. Lubię pokonywać przeszkody i rywalizować. Mam też dobrą intuicję. Trzeba rozumieć tę grę i myślę, że ja rozumiem ją coraz lepiej.
- Zdarzają się jeszcze łzy na korcie?
- Jeszcze czasami się zdarzają. Myślę, że to taka dziecięca cecha, z której musze wyrosnąć.
- W ostatnim czasie bardzo poprawiła pani serwis.
- To prawda. Pracowałam nad nim ciężko przez ostatnie trzy tygodnie i cieszę się, że są tego efekty.
- Największa zmierzona prędkość serwisu?
- 116 mil na godzinę (186 km/h). Jest coraz szybszy, ale trzeba też się nauczyć trafiać częściej w kort.
- Ma pani jeszcze czas na jakieś hobby?
- Oczywiście, że tak. Słucham dużo muzyki, czytam książki. To mnie uspokaja i relaksuje co jest bardzo ważne przy tym stresującym trybie życia.
- Jak udaje się karierę pogodzić ze szkołą?
- Generalnie na razie radzę sobie dobrze i zamierzam do matury chodzić do normalnej szkoły. Co prawda ostatnio miałam kiepską frekwencję, ale wszystko nadrabiam, ucząc się w czasie turniejów. Po maturze chciałabym pójść na studia, ale boję się, że nie będę miała już na to czasu, a na pewno nie tyle, żeby przyłożyć się do tego solidnie. Ale myślę, że jak moja kariera się ustatkuję i będę już trochę starsza, to jakieś studia skończę.
- W profesjonalnym tenisie zarobić można ogromne pieniądze. Z fortuną na koncie studia będą pani wciąż potrzebne?
- Rodzice mnie wychowali w przekonaniu, że szkoła jest najważniejsza. Gdybym źle się uczyła, to pewnie nie grałabym w tenisa. Edukacja jest dla mnie podstawą. Zresztą ja bardzo lubię się uczyć.
- Kiedy gra pani z seniorkami stres jest większy?
- Szczerze mówiąc, właśnie nie. Większy stres jest na juniorskich turniejach, gdy muszę grać z młodszymi zawodniczkami, które znam od kilku lat. Jak się gra z mocnymi seniorkami, mniej się stresuję, bo mniej mam do stracenia.
- Gdzie pani widzi siebie za 10-15 lat?
- Oj nie wiem! Ale chciałabym wygrać wszystkie Szlemy. Marzę też o sukcesie w igrzyskach olimpijskich.