"Super Express": Jakie były pierwsze myśli po ostatniej piłce meczu z Simoną Halep?
Iga Świątek: Od razu po meczu nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, ponieważ byłam trochę oszołomiona i podekscytowana. Przede wszystkim jestem z siebie dumna, bo zagrałam perfekcyjnie. Mimo wyniku 6:1, 6:2 to nie był łatwy mecz i każda minuta na korcie była dla mnie wymagająca. Cieszę się, że podołałam temu zadaniu.
- Dotarło do ciebie, że pokonałaś wiceliderkę rankingu i zagrasz w ćwierćfinale Szlema?
- Zdaję sobie sprawę, że jest to sukces, ale z drugiej strony mam świadomość, że ten turniej nadal trwa. Koncentruję się na tym, aby grać dalej i żeby ten sukces był jeszcze większy.
- W ubiegłym roku przegrałaś z Halep w IV runzie paryskiego turnieju 1:6, 0:6 w 45 minut. Co w tym czasie zmieniło się najbardziej w twojej grze?
- Praktycznie wszystko. Jednak przede wszystkim zmieniłam się mentalnie i nabrałam doświadczenia. Od tamtej pory rozegrałam cztery mecze z doświadczonymi zawodniczkami na dużych stadionach. Kiedy rok temu wyszłam na kort, byłam oszołomiona i nie potrafiłam poradzić sobie ze stresem. Teraz dzięki zdobytemu doświadczeniu mogłam użyć wszystkich strategii taktycznych, które wcześniej przygotowaliśmy z trenerem Piotrem Sierzputowskim.
- Czy ta ubiegłoroczna porażka siedziała w głowie przed niedzielnym spotkaniem?
- Trochę tak, ale w pozytywnym kontekście. Myślałam o tym, jak długą drogę przeszłam od tamtego czasu i jak wiele się nauczyłam. Nie miałam obawy, że scenariusz sprzed roku może się powtórzyć. Wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. W ubiegłym roku zdawałam sobie sprawę, że miałam prawo przegrać ten mecz, bo to było moje pierwsze spotkanie z zawodniczką tego formatu. Teraz sytuacja była już inna. Z tamtej porażki wyciągnęłam wnioski.
- Przed meczem z Kanadyjką Eugenie Bouchard wskazałaś Simonę Halep jako główną faworytkę tegorocznego French Open. Po pokonaniu Rumunki faworytką numer 1 jest Iga Świątek?
- No cóż… trudno powiedzieć. Żeński tenis jest na tyle nieprzewidywalny, że ciężko przewidzieć jak to się potoczy. Na pewno niedzielne zwycięstwo dało mi dużo pewności siebie. Mam nadzieję, że moje oczekiwania pozostaną na tym samym poziomie, bo dobrze mi się gra z nastawieniem mentalnym, jakie mam teraz. Nie chcę na siebie nakładać dodatkowej presji. Będę starała się podchodzić do każdego meczu tak samo i utrzymać poziom koncentracji, który mam od początku turnieju. Chcę się skupiać na taktyce, a nie na tym, że jest to dla mnie ogromna szansa, która może się nie powtórzyć. Przede mną jeszcze wiele takich szans.
- Przed French Open bardzo szybko odpadłaś z turnieju w Rzymie. Teraz grasz o niebo lepiej. Jak udało ci się tak szybko poprawić grę?
- W Rzymie to był mój pierwszy w sezonie mecz na mączce i potrzebowałam trochę czasu. Zmagałam się też z różnicą stref czasowych po pobycie w Nowym Jorku. Potem wróciliśmy do Warszawy i przez tydzień solidnie pracowałam. W szybkim tempie poprawiałam swoją skuteczność na korcie. Ten mikrocykl treningowy wiele mi dał.
- W swoim pierwszym w karierze wielkoszlemowym ćwierćfinale zagrasz z włoską kwalifikantką Martiną Trevisan. To wymarzona rywalka na tym etapie?
- Jeżeli dotarła do tego etapu turnieju po przejściu kwalifikacji, to na pewno jest w dobrej formie. Nie widać po niej zmęczenia i to jest godne podziwu. Pamiętam, że dwukrotnie z nią grałam, ale to było dawno temu i od tego czasu wiele się zmieniło.
- Rozbudziłaś apetyty, a twoi kibice widzą cię już w finale. Jak sobie radzisz z taką presją?
- Nie czuję presji, ponieważ nie dopuszczam jej do siebie. Przygotowania do meczu idą tym samym torem. Staram się odcinać od takich oczekiwań, bo one nie są konstruktywne. Oczywiście cieszę się, że mam wsparcie fanów, ale potrzebuję trochę przestrzeni, aby to wszystko mogło dalej dobrze się toczyć.
Rozmawiał Marcin Cholewiński