Mecz stał na kiepskim poziomie. Widać było, że Kuzniecowa jest zestresowana, bo przegrała dwa ostatnie pojedynki z Radwańską. Isia tego jednak nie wykorzystała. Kluczowy dla całego meczu okazał się pierwszy set. - Był do wygrania. W drugim poszło łatwo, a w trzecim, decydującym, próbowałam wszystkiego, ale ona grała za dobrze - oceniła po meczu Agnieszka.
- Serwis Isi był tragiczny - dodał smutno Robert Radwański. - Wróciła do starych czasów. Nie wiem, dlaczego zaczęła strzelać jak na trawie, zamiast grać na przerzut. Ale kobieca natura jest nieodgadniona.
Na meczu Radwańskiej pojawił się skonfliktowany z rodziną Radwańskich dyrektor turnieju Warsaw Open Stefan Makarczyk. Siedział w ostatnim rzędzie trybuny dla honorowych gości, Radwańscy - w pierwszym. Żartowano, że przyniósł Agnieszce pecha, bo wcześniej, gdy go nie było, grała dużo lepiej i wygrywała. Zagadnięta na ten temat Isia stwierdziła: - Nie skomentuję tego. Nazwisko Makarczyk nie przejdzie mi już nigdy więcej przez usta. Jeśli będzie ta sama dyrekcja Warsaw Open, to więcej w Warszawie nie zagram - podkreśliła.
Radwańskim pozostał jeszcze debel, w którym odniosły życiowy sukces, awansując do ćwierćfinału, w którym zmierzą się z parą Hsieh (Tajpei), Peng (Chiny). - Może sprawimy kolejną miłą niespodziankę. Wygrałyśmy już dwa mecze z rozstawionymi deblami, zagramy na luzie, nie mamy nic do stracenia - stwierdziła Agnieszka.
Agnieszka grała bardzo niekonsekwentnie
Wojciech Fibak (57 l.): - Nie rozumiem taktyki Agnieszki. Dlaczego ryzykowała, zamiast grać na przerzut, dlaczego nie grała jej konsekwentnie na bekhend, skoro wiadomo, że Rosjanka przebije tylko 4-5 takich piłek?! Widać było, że Kuzniecowa ma kompleks Agnieszki, była kłębkiem nerwów. Decydujący był pierwszy set, w którym Kuzniecowa bała się wygrać, ale Agnieszka jej pomogła.