"Angie" chce grać dla Polski, ale PZT zachowuje się tak, jakby zupełnie mu nie zależało na tym, żeby reprezentacja Polski w kobiecym tenisie była jedną z najsilniejszych na świecie (a byłaby z siostrami Radwańskimi i Kerber).
Angelika Kerber urodziła się w Niemczech, ale jej rodzice są Polakami. W ich domu mówi się po polsku, a "Angie" na turniejach trzyma się z "polską" ekipą (siostry Radwańskie, Karolina Woźniacka, Ola Woźniak, Klaudia Jans, Alicja Rosolska...), na co dzień trenuje w Puszczykowie pod Poznaniem, gdzie dziadek specjalnie dla niej zbudował centrum tenisowe.
- Chcę grać dla Polski - mówi wprost Angelika Kerber, która w tegorocznych Australian Open i Wimbledonie docierała do 3. rundy.
W maju Jacek Kseń (60 l.), prezes Polskiego Związku Tenisowego, obiecywał, że spotka się z Kerber. - Nikt z PZT się ze mną nie spotkał, ani nie zadzwonił. A łatwo mnie złapać, trenuję w Puszczykowie z Pawłem Ostrowskim, gram na kolejnych turniejach, odbieram telefony - mówi Angelika Kerber.
Jej mama, Beata, nie kryje rozczarowania postawą Związku. - Trochę to niepoważnie wygląda. Dwa miesiące temu dobra zawodniczka zgłosiła chęć gry dla Polski, a przez ten czas nikt z nią nawet nie porozmawiał, nie spytał o jej oczekiwania - mówi Beata Kerber. - Nie jest tak, że Angie musi grać dla Polski. Ale czujemy się zignorowani.
Co na to prezes Jacek Kseń? W PZT ciężko go zastać, przez tydzień nie odbierał służbowego telefonu komórkowego, nie reagował na SMS-y. Kiedy wreszcie udało się z nim skontaktować, stwierdził:
- Wiem, że podczas Roland Garros Kerber zgłosiła chęć gry dla Polski, ale nie rozmawiałem z nią od czasu tej deklaracji - przyznaje bez ogródek. - Kiedy byłem na Wimbledonie, miałem inną przepustkę niż ona, nie udało nam się spotkać. Nie byłem też na jej meczu, bo w tym samym czasie było coś innego...