Radwańska: Poniżej 4 gwiazdek nie sypiam

2008-10-31 5:30

Isia przebojem wdarła się do pierwszej dziesiątki rankingu tenisistek. A teraz korzysta z przywilejów, jakie mają gwiazdy. Przed rozpoczynającym się we wtorek turniejem Masters, w którym jest pierwszą rezerwową, opowiada nam o tym, co jej sprawia największą przyjemność.

- Przyjemność? Ostatnio kojarzy mi się tylko ze słowem mercedes - śmieje się Agnieszka Radwańska (19 l.). - Niedawno dostałam to auto od sponsora. Muszę powiedzieć, że jeździ się po prostu bosko. Prawdę mówiąc, jestem zakochana w moim samochodzie. Jeżdżę nim tak często, jak tylko się da.

Na przykład na zakupy. To druga największa pasja Isi. A że na koncie coraz pełniej, nasza tenisistka nie musi się ograniczać. Niemal z każdego turnieju przywozi sobie coś na pamiątkę.

- Przez długi czas były to torebki. Prawdę mówiąc, przestałam już je liczyć - zdradza 10. zawodniczka świata. - Najdroższa była oczywiście ta Louis-Vuittona, którą kupiłam sobie w nagrodę za pokonanie Szarapowej w US Open. Szczerze mówiąc, zupełnie nie pamiętam, ile za nią zapłaciłam. 1400 dolarów, ale dla kogoś, kto rocznie zarabia ponad milion, to rzeczywiście niewiele...

Ostatnio jednak tenisistka "zdradziła" torebki i na turniejach buszuje po sklepach z butami. - Ależ mi to sprawia frajdę - mówi z uśmiechem od ucha do ucha. - Ale żeby nie było: to zwykłe buty, wcale nie jakieś bardzo drogie. Korzystam tylko z tego, że za granicą są trochę inne niż w Polsce.

Wcześniej Agnieszka często na turniejach kupowała sobie biżuterię: kolczyki, wisiorki, łańcuszki. Od czego jednak jest się gwiazdą? - Ostatnio niemal na każdym turnieju dostaje jakieś srebrne czy złote drobiazgi od organizatorów - zdradza. - Niektóre są naprawdę cudne!

Radwańska jest gwiazdą i jest traktowana jak gwiazda. I bardzo jej się to podoba.

- Fajnie być gwiazdą - nie kryje. - Organizatorzy turniejów bardzo dbają o najlepsze zawodniczki. W Stambule tak się postarali, że czułam się jak księżniczka! I odwdzięczyłam się zwycięstwem w turnieju.

Niestety, zdarzają się też wpadki. Ostatnio w Linzu Isia nie mogła się doprosić o samochód, który miał ją zawieźć z hotelu na korty. - Musiałam jechać na mecz, a oni mi powiedzieli, że auto będzie za kwadrans, bo jest... w myjni! - mówi wzburzona. - Co mnie to obchodzi? Ledwie zdążyłam na mecz!

Najczęściej jest jednak dużo lepiej. Agnieszka lata pierwszą klasą, sypia w najlepszych hotelach, jada w luksusowych restauracjach.

- Poniżej 4-gwiazdkowych hoteli nie schodzę - przyznaje. - Restauracje też tylko takie wypasione: białe obrusy, wykwintne dania. I kelnerzy we frakach, którzy fajnie wyglądają! To już dla mnie norma i kiedy jest gorzej, zdarza mi się mówić: "O Boże!".

Isia jednak zapewnia, że woda sodowa nie uderzyła jej do głowy. - Przecież doskonale pamiętam, że jeszcze niedawno było ciężko, naprawdę ciężko - przypomina. - Często prosto ze szkoły biegłam na korty, gdzie z plastikowej miski jadłam ledwie ciepłą zupę od mamy. Na nic innego nie było czasu. Trzeba było grać z pełnym żołądkiem. Nawet jeśli czasem się odbijało. Dlatego teraz... mi nie odbija!

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze