W czerwcu Williams wróciła na korty po niemal rocznej przerwie, ale w Wimbledonie odpadła już w I rundzie. Dopiero w Toronto przerwała 14-miesięczną serię bez zwycięstwa, pokonując w meczu I rundy Nurię Parrizas-Diaz (6:3, 6:4). Wydawało się, że jest to przełomowy moment jej wielkiego powrotu, ale już dzień później spadła prawdziwa bomba. Niespełna 41-latka ogłosiła, że w najbliższym czasie zakończy karierę. Prawdopodobnie jej ostatnim występem będzie zbliżający się wielkimi krokami wielkoszlemowy turniej US Open. Przed nim rozgrywane są prestiżowe imprezy w ramach US Open Series, ale obecna forma 72-krotnej triumfatorki turniejów WTA nie pozwala jej nawiązać walki o główne nagrody. Williams boleśnie przekonała się o tym w nocy ze środy na czwartek, przegrywając w II rundzie w Toronto z Belindą Bencic (2:6, 4:6). Po spotkaniu legendarna Amerykanka pożegnała się z kanadyjską publicznością.
Serena Williams nie wytrzymała. Zalała się łzami w Toronto
Przez cały mecz 23-krotna zwyciężczyni turniejów Wielkiego Szlema miała ogromne wsparcie publiczności zgromadzonej na korcie w Toronto. Nie pomogło jej to w zwycięstwie, ale nawet po meczu dało się odczuć, że Williams ma wyjątkowy status. Na spotkanie z Bencic wyszła dobę po ogłoszeniu decyzji o emeryturze i towarzyszyło jej wiele emocji. Chciałaby zagrać lepiej, lecz doceniła klasę rywalki. Pożegnanie było jednak niezwykle trudne i emocje wzięły górę nad wieloletnią dominatorką rozgrywek WTA.
Była gwiazda tenisa rozbiera się za pieniądze!
- To jest nie do zapomnienia. Tak, jak powiedziałam w moim artykule [dla "Vogue", w którym ogłosiła zakończenie kariery - przyp. red.], jestem okropna w pożegnaniach, ale... żegnajcie - powiedziała łamiącym się głosem. Jeszcze trudniej było kilka minut później, gdy na korcie otrzymała kilka upominków - także dla córki. Jeden z prowadzących oficjalnie podziękował jej za 22 lata, przez które przyjeżdżała do Kanady, a tenisistka nie była już w stanie powstrzymać łez. Publiczność natychmiast nagrodziła ją ogromną wrzawą.