Daniił Miedwiediew (nr 1 ATP) i jego rodacy wciąż mogą grać i zarabiać fortunę mimo bestialskiej agresji Rosji. – Jako zarząd PZT nie wyobrażamy sobie, żeby Rosjanie i Białorusini mogli uczestniczyć w rozgrywkach, jeśli MKOL i światowe federacje innych dyscyplin całkowicie ich wykluczyły. Jak można dopuścić do gry zawodników z krajów agresora i mordercy, jeśli nie manifestują i nie apelują do szaleńców, jakimi są Putin i jego pobratymiec Łukaszenka – grzmi w rozmowie z „SE” prezes PZT Mirosław Skrzypczyński. – Jeśli ci ludzie boją się jednego człowieka, to nie ma dla nich miejsca na światowych kortach. Polacy i inne narody musiały sobie wywalczyć wolność. Z ust rosyjskich tenisistów płyną piękne słowa, że współczują Ukraińcom, ale co z tego?! W Ukrainie mordercy zabijają dzieci, a mało tego, Ukraińscy tenisiści jak Serhij Stachowski, który w Superlidze miał grać w barwach Mery W-wa, walczy za ojczyznę z bronią w ręku!
Prezes Skrzypczyński zastanawia się, czy rosyjscy tenisiści po cichu nie sympatyzują z Putinem. – Jeśli zarabiają w turniejach ogromne pieniądze, a nie popierają wojny, to niech przeznaczą te wielkie środki na pomoc Ukrainie – na lekarstwa, środki opatrunkowe i dla najbiedniejszych. Niech nie biorą przez najbliższy rok żadnych pieniędzy za wygrane mecze. Tylko radykalne decyzje zmuszą rosyjskich tenisistów, żeby coś zrobili dla powstrzymania wojny. Na razie jeżdżą po świecie, grają w tenisa i mieszkają w luksusowych warunkach w Monte Carlo – dodaje Skrzypczyński.