- Po Wimbledonie chciałem coś zmienić, byłem na siebie wściekły, włosy mi przeszkadzały, więc skróciłem je - opowiada nam. - Zmieniłem się też psychicznie, wychodzę na kort i walczę od pierwszej do ostatniej piłki.
- Od 2005 roku mieszkasz i trenujesz w Pradze. Dlaczego Czechy, a nie Polska?
- Kiedy wyjeżdżałem do Pragi, było tam wielu zawodników z pierwszej setki rankingu ATP i oni ciągnęli mnie do góry. Tu wszystko jest idealnie zaplanowane. Przyjeżdżasz rano do klubu, masz dwa treningi tenisowe, przy tym dobra ogólnorozwojówka, odnowa biologiczna, gra na punkty ze świetnymi partnerami. Taki dzień przyzwyczaja do stresowych sytuacji meczowych. Poza tym to tutaj poznałem moją dziewczynę, Evę. Mam w Pradze zaufanych ludzi i świetne warunki.
- Trzeba wyjechać, żeby dobrze grać?
- Siostry Radwańskie czy Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski pokazują, że można trenować w Polsce i też grać dobrze. Z roku na rok z polskim tenisem jest coraz lepiej, naprawdę wierzę, że będziemy mieli jeszcze niejednego zawodnika w pierwszej pięćdziesiątce, a kto wie, może nawet w pierwszej dziesiątce.
- Wielki tenis to też wielkie pieniądze. Masz sponsora?
- Nie, wszystkie wydatki: bilety, trenerów, fizjoterapeutów, pokrywam sam. Cały czas inwestowałem, inwestuję i będę inwestował w swoją karierę.
- Najlepszy polski tenisista nie znalazł w Polsce żadnego sponsora?!
- Tenis nie jest u nas tak popularny jak piłka nożna, siatkówka czy piłka ręczna. Może kiedyś polski związek złapie strategicznego sponsora. Na razie musimy sobie radzić na własną rękę.
- Kiedy zobaczą cię polscy kibice?
- Mam nadzieję, że we wrześniu na turnieju w Szczecinie. Zobaczymy jednak, co będzie się działo z moją kostką, mam nadzieję że będzie dobrze. Na razie skupiam się na tym, by być gotowym w stu procentach na US Open.