"Super Express": – Zgodzi się pan, że ten triumf Igi to świetny scenariusz na hollywoodzki film? Po ciężkich miesiącach i rozczarowaniach na ulubionej mączce poleciała do Londynu i zachwyciła na trawie...
Wojciech Fibak: – Tak, ta historia i ten sukces są niezwykłe. Czuję wielką radość, bo to historyczny sukces, ale też przyznam, że jestem w szoku. To był wyjątkowo udany Wimbledon przede wszystkim dlatego, że wrócił forhend Igi, który tak naprawdę zniknął na cały rok. Wydawało się, że powróci na mączce w Rzymie czy w Paryżu, a on wrócił na najmniej przyjaznej nawierzchni. Zupełnie niespodziewanie wrócił ten rytm forhendowy, a z nim powróciła pewność siebie. I widzieliśmy znów Igę dominatorkę, terminatorkę, jak w najlepszych czasach.
– Idze niewątpliwie pomogły upały w Londynie.
ZOBACZ: Tylko siostry Williams zarobiły więcej niż Iga Świątek! Polka już na finansowym podium, fortuna!
– Zdecydowanie tak! Trawa była tak wysuszona przy tych upałach, że Iga czuła się jakby grała w Paryżu na mączce. Drabinka też się bardzo korzystnie ułożyła. Odpadały kolejne faworytki i Iga w całym turnieju nie zagrała z ani jedną tenisistką z Top-10 rankingu.
– Forhend wrócił dzięki trenerowi Wimowi Fissette'owi? Iga podkreślała, że w czasie treningów na Majorce przekonał ją do kluczowych zmian w poruszaniu się na trawiastym korcie i ustawianiu do uderzeń.
SPRAWDŹ: Trener Wim Fissette zdradza kulisy sukcesu Igi Świątek na Wimbledonie
– Iga zawsze słynęła ze znakomitej pracy nóg. Ten rytm nagle powrócił dlatego, że rozegrała kilka dobrych meczów w Bad Homburgu przed Wimbledonem. Poza tym uważam, że rola trenera w tenisie kobiet jest ograniczona. Ja bardzo szanuję i doceniam dorobek Fissette'a z innymi tenisistkami i też ten jego spokój, ale uważam, że jego mądrość polegała głównie na tym, że nie zmieniał za dużo w tenisie Igi. Dzięki temu zachował posadę, bo Iga ma bardzo, bardzo silną osobowość i charakter. Proszę mi wierzyć, że ja żadnych istotnych zmian w jej tenisie nie widzę.
– Szósty wielkoszlemowy finał i szóste zwycięstwo. Światowe media nie mogą się nadziwić. Pan też?
– Tak. To jest wręcz szokujące, absolutny fenomen. Przebiła Agnieszkę Radwańską i Jadzię Jędrzejowską. Po takim sukcesie serce mocno bije. Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby Polka wygrała Wimbledon. Wtedy na trawie triumfowali tylko Amerykanie i Australijczycy. A teraz przecież wśród kobiet dominuje Europa Wschodnia czyli Słowianki.