- Pierwsze rowerki nasze dzieci miały już jako dwu- i trzylatki – opowiada „Super Expressowi” tata Kasi, Stanisław Niewiadomy. - Kasia była najmłodsza, więc „dziedziczyła” kolejno rowerki po Magdzie i Marcinie.
Tata, daj się przejechać
- Ja po zakończeniu gry w piłkę przesiadłem się na rower kolarski i gdy wracałem z treningów, to Kasia nalegała: "Tata, daj mi się przyjechać na tej kolarce". Miałem trochę obaw, ale gdy już dałem, to jechała tak mocno 2-3 km pod górę, że ja na „góralu” miałem co jechać, a ona nie miała żadnej zadyszki. Jednym z przełomowych momentów był wyścig na czas na 10 km dla amatorów w Ochotnicy Górnej, gdy Kasia miała 13 lat.
- Pożyczyłem dla córki kolarkę po Paulinie Brzeźnej (olimpijka z 2008 r). Efekt był taki, że Kasia wygrała tę czasówkę nawet z chłopakami, a ja – pochwalę się nieskromnie - wyścig dla dorosłych na dwa razy dłuższym dystansie. Jeden z moich znajomych, były kolarz Józef Olchawa, który wystartował minutę po Kasi, był zdziwiony, że nie mógł jej dogonić przez 8 km – wspomina pan Stanisław. - Był pod takim wrażeniem, że zadzwonił do trenera Zbigniewa Klęka i zasugerował, żeby wziął Kasię do sekcji. Myśleliśmy, że nic z tego nie wyjdzie, bo Klęk trenował włącznie chłopców, ale w końcu dał się przekonać. Wziął córkę na zgrupowanie na 2 tygodnie, żeby zobaczyć czy coś z niej będzie. Po paru dniach zadzwonił do mnie z pytaniem, co dajemy Kasi jeść, bo w sprawdzianie biegowym pod górą na śniegu nie ustępowała 18-letnim juniorom – śmieje się pan Stanisław.
Zakochana w rowerze
- Jak wróciła ze zgrupowania powiedziała mi tylko, że z rowerem się już nie rozstanie, zakochała się w nim i w ściganiu. Mnie nie pozostało nic innego, jak odkupić rower od Pauliny. Jeździła na nim w juniorach, a po jakimś czasie dostała od mnie wyczynowego Lucca, którego spłacałem przez 2 lata, ale to był rower na jakim jeździli zawodowcy, a składany specjalnie pod nią. Gdy zobaczyła ten rower przytulała go, niemal całowała i taka była szczęśliwa, że ja się popłakałem. Wtedy zaczęła się jej poważna kariera – dodaje Niewiadomy. Później upór i ciężka praca zaprowadziły Katarzynę na szczyt kolarstwa kobiet, a rodzice czują z tego powodu radość i dumę.
- Ostatni etap TdF oglądaliśmy sami z żoną, bo takie były emocje. Dziękuję Bogu, że tak się stało, bo Kasi się należało, wyszarpała to ostatnim pokładem sił. Powiedziała mi, że w końcówce etapu nic nie rejestrowała, ani nie pamięta co się działo wokół. Nie wiedziała nawet, że jej mąż Taylor biegł za nią wzdłuż trasy ostatnie 2 km – kończy ojciec naszej mistrzyni.
Listen on Spreaker.