Kolarz z Chrząstawy przegrał tylko z Holendrem Dumoulinem (25 l., Giant - Alpecin). - Trudno jest się pogodzić z drugim miejscem, ale Holender był silniejszy. Skoro już przegrałem, to chociaż dobrze, że z zawodnikiem, który jest liderem całego wyścigu - podsumowuje swój występ Bodnar w rozmowie z "Super Expressem".
"Bodzio" jak mało kto zasłużył na chwile sławy, którą przeżywa (kilka tygodni temu wygrał też w Nowym Sączu czwarty etap Tour de Pologne). - Los wreszcie oddaje mi to, co odebrał - śmieje się Maciek, który ani w Polsce, ani we Vuelcie miał w ogóle nie pojechać, bo w maju podczas wyścigu dookoła Kalifornii, pędząc z góry z prędkością blisko 80 km na godzinę, po raz trzeci złamał obojczyk. - Godziny tych samych ćwiczeń, monotonia rehabilitacji, ale było warto - nie ukrywa.
Vuelta a Espana: Życiowy sukces Macieja Bodnara, Rafał Majka stracił podium
Bodnar może się delektować ostatnimi sukcesami. A o nie jest mu szczególnie trudno, bo jak tłumaczy: - Kibic patrzy, kto przyjechał w czołowej dziesiątce, dwudziestce. Skoro Bodnara nie ma, to musi być cienki. A moja praca polega na czymś innym. Ja mam tak jechać, by na czołowe pozycje wyprowadzić Rafała czy Petera Sagana. Jestem Grzegorzem Krychowiakiem w reprezentacji polskich piłkarzy. Mam kasować ataki rywali i dać sygnał do natarcia dla naszych - mówi o swojej roli Maciek.
Można nie być wielką gwiazdą kolarstwa, ale być niezwykle cenionym zawodnikiem. Takim właśnie jest "Bodzio". O jego klasie najlepiej świadczy fakt, że kiedy rok temu Sagan przechodził z Liquigas do Tinkoff - Saxo, to zażądał, by razem z nim zatrudniono Bodnara.
Dobrze, że ludzie z cienia, tacy jak Bodnar, też mają swoje chwile sławy i chwały.