Podczas niedzielnej gali w Białymstoku Robert wkroczył do ringu w koszulce Orlando Magic z numerem 13 i nazwiskiem Gortat na plecach. Potem łatwo pokonał rywala w trzeciej rundzie. - Byłem w szoku, że po takiej przerwie jestem w zupełnie niezłej formie - cieszy się. - Oczywiście przeciwnik nie był z najwyższej półki, ale też wcale nie taki, co to sam kładzie się na matę.
Mimo że na bokserskim ringu Robert ma status zawodowca, w porównaniu z bratem zarabia śmieszne pieniądze. Marcin zainkasował w poprzednim sezonie NBA nieco ponad 700 tys. dolarów. Ale to nic w porównaniu z kasą, którą ma otrzymywać już niedługo. Kiedy podpisze nowy kontrakt, zarabiać będzie co najmniej 5 mln dolarów za sezon, czyli... 45 tysięcy złotych dziennie!
W gali bez wielkiej stawki, jak ta w Białymstoku, można dostać maksymalnie 2000 zł za walkę. Nietrudno więc obliczyć, że dzienna stawka Roberta jest ponad 22 razy mniejsza niż słynnego brata.
- Ale ja nie walczę dla kasy - zaznacza Robert. - Mam w planie jeszcze trzy, cztery walki do końca tego roku, może wtedy pomyślę o lepszym honorarium - przekonuje Gortat, który na co dzień jest strażnikiem miejskim w Jaworznie. - Prowadzę także zajęcia bokserskie w Energetyku, więc mam co robić, ale nie umiałem zapomnieć o boksowaniu, ciągnęło mnie do ringu. Mimo że tata (Janusz, dwukrotny bokserski medalista olimpijski - red.) był przeciwny mojemu powrotowi - nie ukrywa pięciokrotny mistrz Polski w boksie.
W pracy strażnika nie musi wykorzystywać umiejętności bokserskich.
- Niektórzy ludzie mnie znają, podchodzą z respektem, poza tym w Jaworznie jest spokojnie. Chyba że jakimś chłopaczkom z małymi mózgami coś odbije. Niedawno musieliśmy ganiać takich, co po pijaku uszkodzili 19 samochodów - opowiada Robert, który jako pierwszy ma dowiedzieć się o nowym kontrakcie w NBA Marcina. - Obiecał mi, że natychmiast, zanim wiadomość pójdzie w świat, zadzwoni. On bardzo chce zostać w Orlando i moim zdaniem na 80 procent będzie dalej tam grał - zapewnia starszy brat jedynego Polaka w NBA.