- Nie wiem, co mam powiedzieć, nigdy niczego takiego nie widziałem - skwitował trener nowojorczyków Mike D'Antoni, który wobec braków kadrowych sięgnął po dalekiego rezerwowego w meczu z New Jersey Nets.
I się zaczęło: 25 punktów z Nets, 28 z Jazz, 23 z Wizards, 38 z Lakers, 20 z Timberwolves. Wszystkie spotkania były popisami posiadającego chińskie korzenie gracza, wszystkie Knicks wygrali, a przecież z 23 meczów przed "erą" Lina ulegli aż w 15 i zespół z Manhattanu leżał na łopatkach.
- To chyba jakiś sen - podsumowuje Lin, który zdobył momentalną popularność. A jeszcze kilka dni temu działacze Knicks zastanawiali się, czy w ogóle trzymać tego zawodnika w drużynie...