Szczycił się tym w trakcie łódzkiej imprezy trener Aluronu Michał Winiarski. – W każdych możliwych rozgrywkach graliśmy w finale. Najpierw Superpuchar, potem Puchar Polski, czy finał PlusLigi, w którym moim zdaniem wygraliśmy srebro, a nie przegraliśmy złoto, patrząc na sytuację i problemy, z jakimi się borykaliśmy w końcówce sezonu – podkreślił „Winiar”, który zdobył w niedzielę czwarty krążek LM w karierze, ale pierwszy jako trener.
Trzecie złoto Kamila Semeniuka w Lidze Mistrzów
Mamy mimo wszystko spory polski akcent w złocie Perugii. W drużynie włoskiej występował, chociaż w roli rezerwowego Kamil Semeniuk, dwukrotny złoty medalista LM z Zaksą i pojawiał się w finale na chwilę na parkiecie, głównie na zagrywkę. To zatem trzeci triumf „Semena” w rozgrywkach europejskich. We włoskim teamie grali także Łukasz Usowicz, daleki zmiennik oraz Wassim Ben Tara, Tunezyjczyk polskiego pochodzenia.
Finał LM stał na bardzo dobrym poziomie, to była walka równych rywali, chociaż przed spotkaniem więcej szans dawano jednak włoskim potentatom, drużynie zbudowanej za wielkie pieniądze i praktycznie co roku walczącej o wszystko, co jest do zdobycia w Italii i w Europie. Sam kapitan zawiercian Mateusz Bieniek, nie wiadomo czy chcąc może zrzucić część presji ze swojej drużyny, zapewniał, że faworyt jest jeden. Perugia nigdy wcześniej nie wygrała LM.
13 lat w jednym klubie i taki pech na sam koniec. Reprezentacyjny siatkarz w rozpaczy
– Nie oszukujmy się, oni mają skład zbudowany po to, żeby wygrać wszystko. Ich prezes po to wydaje takie pieniądze, żeby wygrywali i czeka na tę ligę mistrzów już nie wiem ile lat. Ale na pewno się nie położymy – zapowiadał Bieniek, który już awans do wielkiego finału uważał za wielki sukces i historyczne dokonanie klubu z Zawiercia.
Przecież Aluron występuje w PlusLidze raptem od 8 lat, robi natomiast systematyczne i mocne postępy z roku na rok. Dwa razy z rzędu grał w finale PlusLigi i w tym roku pierwszy raz w historii wystąpił w walce o główne europejskie trofeum.
Aluron od początku umiał nie najgorzej ukrywać swoje słabości, bo przegrał pierwszego seta nieznacznie, mimo że Karol Butryn skończył tylko 2 z 12 piłek, a Bartosz Kwolek, który dzień wcześniej dominował w dramatycznym starciu półfinałowym z Jastrzębskim Węglem, też nie było widoczny. Wyglądało na to, że zawiercianie przy poprawieniu skuteczności ofensywnej są w stanie nie tylko nawiązać walkę, ale i zacząć rozdawać karty. W innych elementach – szczególnie w przyjęciu i obronie – mnie można było mieć do nich żadnych pretensji.
Drugi set pokazał, że ekipa trenera Michała Winiarskiego jest w stanie się rozpędzić i odeprzeć nacisk Perugii. Jednak od stanu 20:18 dla polskiej drużyny zaczął się niekorzystny okres jej gry. Straciła 4 punkty z rzędu i to był przełomowy moment. Aluron pogrążył najmocniej Wassim Ben Tara, zaliczając dwa asy serwisowe w kluczowych momentach końcówki.
Winiarski znowu trafił ze zmianami
Winiarski musiał w trzeciej partii dokonać zmian, bo brakowało jego podopiecznym mocy w ataku, poza Aaronem Russellem nikt nie zagrażał w zdecydowany sposób. Karol Butryn po dwóch etach skończył 5 z 25 ataków, zmienił go więc Kyle Ensing i zdecydowanie ożywił grę (5 pkt w trzecim secie). „Winiar” znowu trafił idealnie ze zmianami, tak jak w sobotnim półfinale.
Aluron walczył do końca, ale skrzydła Perugii (Oleh Płotnicki, Yuki Ishikawa) pracowały znakomicie. Nasz zespół zdobył w pewnym momencie 4 pkt z rzędu, utrzymując gorącą temperaturę Atlas Areny i zmniejszając dystans do 1:2.
Naprawdę kapitalnie wyglądała walka zawiercian w czwartej partii, Perugia musiała męczyć się okrutnie, by zdobywać kolejne punkty. Kto lepiej wytrzymał fizycznie, ten miał szanse na ostateczny triumf. Świetnie zaczął pracować nasz środek, a rywale popełniali błędy. Stało się to, o czym można było tylko pomarzyć – niezłomny Aluron doprowadził do tie-breaka! Zupełnie jak w półfinale z jastrzębianami!

i
Tie-break zaczął się dla Aluronu niefortunnie od stanu 1:5. Winiarski na czasie całkiem spokojnie apelował do swoich graczy o powrót do walki. Wiedział, że może liczyć, iż dadzą z siebie wszystko i będą bić się do ostatniej kropli potu. Gracze Aluronu nie kończyli ataków, ale nie wszystko było stracone. Nie takie straty umieją odrabiać Russell, Kwolek i spółka, pokazywali to wielokrotnie. I faktycznie szybko zrobiło się 5:6 po trzech punktach z rzędu.
Perugia nie traciła jednak rytmu, potrafiła skutecznie i bez nerwów kontrować i odzyskać prowadzenie, którego nie oddała do końca, mimo naprawdę ofiarnej postawy polskiej drużyny. Ostatnie punkty w tym wielkim meczu zdobył niezawodny w ostatnich akcjach Płotnicki. To była wojna dwóch równorzędnych przeciwników. Aluron nie dał kibicom najmniejszego powodu do wstydu, na faworyta LM po prostu zabrakło mu argumentów, ale przede wszystkim „fizyki” - w końcówce grali na oparach.