Lillard jest co prawda ósmym koszykarzem NBA z minimum 70-punktową zdobyczą na koncie w jednym meczu, niemniej i tak będzie zapamiętany w kronikach. Chodzi o to, że 33-letni rozgrywający Portland przekroczył tę granicę, przebywając na parkiecie przez mniej niż 40 minut – a to nikomu przed nim się nie udało. Lider ekipy z Oregonu jest też jedynym graczem na elitarnej liście, który zdobył 70 punktów w wieku powyżej 30 lat i pierwszym, który osiągnął to z 10 lub więcej trafionymi rzutami za trzy punkty. W ciągu 39 minut gry gracz Blazers trafił 22 z 38 rzutów z gry, w tym aż 13 „trójek”, oraz wszystkie 14 wolnych. Dorzucił 6 zbiórek i 6 asyst.
Sochan znowu chciał bić rywala! Krewki charakter polskiego koszykarza NBA [WIDEO]
– Chciałem być bez przerwy w trybie ataku. Udało mi się i pozostałem agresywny – tłumaczył Lillard, który w poprzednich 18 meczach w NBA notował średnią punktową na poziomie 37,6 pkt. Zanosiło się więc na jakiś spektakularny wyczyn. Lillard wyrównał rekord punktowy tego sezonu, który w styczniu ustanowił Donovan Mitchell z Cleveland.
Lillard już w przerwie niedzielnego meczu miał na koncie 41 pkt (w tym 8 trójek), trafiał z każdej pozycji. Raz nawet z ponad 10 metrów! Koledzy z drużyny w ostatnich minutach robili wszystko, by pomóc koledze w zdobyciu jak największej liczby punktów i przekroczeniu wyniku Mitchella z tego sezonu. To się ostatecznie nie udało, pozostało wyrównanie rekordu. To zresztą pierwszy sezon w historii NBA, w którym dwóch koszykarzy osiągnęło 70-punktową granicę.
Łukasz Koszarek zagrał po raz 212. i zakończył karierę w reprezentacji Polski
– To naprawdę, naprawdę mistrzowski występ – powiedział trener Portland Chauncey Billups o grze swojej gwiazdy. – To było dzieło sztuki. Coś niesamowitego!