Gortat wpadł w dołek

i

Autor: AP Koszykarzy Washington Wizards prześladuje pech. Z pięciu ostatnich meczy przegrali aż cztery

Marcin Gortat znowu ogolił się na łyso i... wygrał ważny mecz!

2018-04-21 10:02

Tego było trzeba koszykarzom Washington Wizards jak powietrza. Zespół Marcina Gortata nie mógł sobie pozwolić na porażkę w trzecim meczu I rundy play-off NBA z Toronto Raptors, bo rywal prowadziłby już 3-0 w serii do 4 zwycięstw. Odpowiedź Gortata i spółki była mocna: wygrali pewnie 122:103 we własnej hali, a polski gracz wypadł świetnie. Może dlatego, że... zgolił włosy.

Trener Wizards Scott Brooks nie wykluczał, że dokona zmian w pierwszej piątce, ale uznał, że skoro Gortat wchodzi od kilku sezonów od pierwszej minuty, lepiej nic nie ruszać w kluczowym meczu, a zmiennika Mike'a Scotta warto trzymać w jego typowej roli i w razie czego rzucić do walki. Ostatecznie nie trzeba było nic ratować, bo Polak zagrał bardzo dobrze. Zdobył 16 punktów (w poprzednim meczu – 0), trafił aż 8 z 10 rzutów, dodał 5 zbiórek.

I jakby na przekór wszystkim, którzy dopatrywali się po ostatnim spotkaniu niesnasek z rozgrywającym i liderem Wizards Johnem Wallem, pokazał, że ich współpraca potrafi być modelowa. Wall asystował aż 14 razy w całym meczu, a z połowy ostatnich podań skorzystał właśnie Gortat, Nic dziwnego, że Marcin przypomniał o tym w pomeczowej wypowiedzi.

– Ludzie wyjeżdżają z szalonymi historiami, że John i ja się niby kłócimy – powiedział polski środkowy. – To wariactwo, nonsens i bzdury. Od pięciu lat tak rozmawiamy na ławce, nikt tu się z nikim nie spiera. Wyszliśmy dzisiaj do gry i pokazaliśmy jak się rozumiemy.

Kibice i koledzy z zespołu od razu zauważyli też zmianę w wyglądzie polskiego koszykarza. Od początku sezonu Gortat hodował na głowie irokeza, miał go jeszcze w ostatnim, fatalnym dla siebie drugim meczu z Toronto. Na grę o wszystko z Raptors Marcin zgolił włosy na głowie i znów był łysy jak kolano.

– I to był klucz do zwycięstwa – śmiał się Wall. – Zszokował nas wszystkich, kiedy przyszedł na mecz bez irokeza – dodał lider „Czarodziejów” i już na poważnie przyznał: - Zawsze mu powtarzam, że potrzebujemy go na boisku. Ma tu być, żeby blokować rzuty, zbierać i stawiać zasłony. Uczulam go, by był gotowy na podanie, bo wielokrotnie rywale skupiają się na mnie, nie jestem w stanie asystować naszym strzelcom i wtedy Marcin jest ostatnią ostoją.

Gortat przyznał, że w ostatnim czasie koledzy naciskali, żeby zgolił włosy. – Keef (Markieff Morris) przynosił nawet na trening nożyczki i próbował mnie dopaść, ale sprytnie znikałem z zajęć jak Houdini. W końcu stwierdziłem, że za dużo z tym zachodu i sam to zrobiłem – opowiadał Gortat z szerokim uśmiechem na ustach. Jeśli w takim nastroju i formie wyjdzie na czwarty mecz (w niedzielę 22 kwietnia o północy polskiego czasu), Wizards mogą jeszcze powalczyć o sensacyjny wynik w I rundzie.

Najnowsze