"Super Express": - Z Filadelfią zagrałeś rewelacyjnie. Dwight Howard jest jeszcze potrzebny w Orlando?
Marcin Gortat: - (śmiech) Tak. Dwight nadal jest gwiazdą i ma niepodważalną pozycję nie tylko w Orlando, ale i w całej lidze. I moja dobra gra tego nie zmieni.
- Jak się czułeś, kiedy się dowiedziałeś, że w meczu z Filadelfią zagrasz zamiast niego?
- Niby byłem przygotowany na taką możliwość, ale było to dla mnie zaskoczenie. A już przed samym meczem rozpierała mnie energia. Coś mi mówiło, że wygramy. Zdarzało nam się wiele meczów wygrywać bez Dwighta i tak było tym razem. Gra nam się wspaniale układała. Nie mieliśmy problemów ani w obronie, ani w ataku. Jako zespół wypadliśmy bardzo dobrze. A ja cieszę się, że dostałem szansę zagrania całego meczu w play-off. Pomogłem zespołowi wygrać, pokazałem się z jak najlepszej strony. Moje nazwisko zapisało sobie w notesach wielu menedżerów i trenerów w NBA.
- Jak zwykle modliłeś się przed meczem?
- Mamy w Orlando niezmienny rytuał - przed meczem modlimy się całą drużyną.
- Chwalił cię trener po meczu?
- Śmiał się, że po moim wsadzie nad Dalembertem będą teraz o mnie mówić w telewizji ESPN.
- A powiedział, czy będzie dawał ci więcej minut na parkiecie?
- Może trochę... Po tym meczu trener wie, że może na mnie liczyć.
- W następnej rundzie gracie z aktualnymi mistrzami NBA, Boston Celtics...
- Szkoda, że jednak nie z Chicago Bulls. Bo łatwiej by było nam ich pokonać. A ja przy okazji odwiedziłbym swoją ulubioną polską restaurację w Chicago (śmiech). Ale i z Bostonem powalczymy.
- Sukcesy za oceanem nie sprawią, że zapomnisz o reprezentacji Polski?
- Absolutnie nie! W związku z wrześniowymi mistrzostwami Europy nawet nie planuję żadnych wakacji. Melduję się w Polsce i jestem do dyspozycji selekcjonera. Reprezentacji Polski nie porzucę!
- To o nowym domu też pewnie nie masz czasu pomyśleć...
- Kiedyś na pewno go kupię. Wiem już, że będzie musiał mieć duży garaż, by zmieściły się w nim co najm2niej trzy auta (śmiech). I będzie musiał być przy jeziorze, bo bardzo lubię wodę.