- Traktowałam te zawody jako rodzaj zabawy, ale stając w kole, zawsze chcę pokazać się z najlepszej strony. Potwierdziło się, że mogę rzucić bardzo daleko w tym sezonie - powiedziała "SE" Anita Włodarczyk. - Zakręciłam fajnie i do końca, nogami i młotem. Rzeka nie była żadną przeszkodą.
ANITA WŁODARZYK NIE WIERZY W UZNANIE REKORDU?
Rekordową odległość uzyskała w ostatniej, szóstej próbie. Bariera 80 metrów, dotąd poza zasięgiem kobiet, jest już bardzo blisko.
- Zbliżam się małymi krokami. Rzut we Wrocławiu był z błyskiem, ale nie był jeszcze prawdziwym wystrzałem. Wystrzał będzie wtedy, gdy pokonam osiemdziesiątkę - dodaje z nadzieją.
Jej znakomita forma z pewnością robi wrażenie na rywalkach, z Niemką Betty Heidler na czele.
- Myślę, że trochę wystraszyłam rywalki - śmieje się lekkoatletka Skry. - A sama widzę, że moje słowa o osiemdziesiątce nie są jak pic na wodę. Nie ukrywam jednak, że wolałabym osiągnąć taki wynik na stadionie, a nie nad rzeką.
Jak powiedział nam Marcin Rosengarten, organizator mityngu, od strony technicznej spełnione zostały wszystkie warunki wymagane przez przepisy międzynarodowe, żeby rekord został uznany. Łącznie ze sprawdzeniem różnicy poziomów pomiędzy kołem a miejscem lądowania sprzętu i kontrolą antydopingową. Natomiast impreza, traktowana z początku jako rodzaj festynu, nie została zgłoszona w odpowiedni sposób do kalendarza. Władzie IAAF powinny podjąć decyzję w ciągu około 30 dni.