"Super Express": - To zły znak, że stracił pan przodownictwo w tabeli?
Piotr Lisek: - Bardzo mi z tym dobrze. Nie potrzeba mi presji, obowiązku udowadniania, dlaczego do mnie należy najlepszy wynik. Na początku sezonu byłem samotny na dużych wysokościach, ale miałem pewność, że rywale zdążą przygotować formę na mistrzostwa świata. W niedzielę będzie nas kilku z ambicjami na podium.
- Lubi pan startować w niedzielę?
- Owszem lubię. W tym dniu powinniśmy odpoczywać, ale ja odpoczywam, skacząc o tyczce (śmiech).
- Jest pan gotowy do rywalizacji o złoto?
- Kłamałbym, mówiąc, że nie jestem. Myślę, że z trenerem Marcinem Szczepańskim trafiliśmy z formą idealnie. Jak snajperzy. W Birmingham chcę po prostu robić swoje. Jak będę skakał dobrze technicznie, to będzie dobrze. Pokazałem już, że skoki na 5,90 są możliwe w moim wykonaniu. Ale na tym poziomie jest nas teraz czterech. Zobaczymy, na ile to wystarczy. Bardzo prawdopodobne, że będzie trzeba skoczyć 6 m, aby zwyciężyć.
- W pana kolekcji nie ma złota czempionatu światowego.
- Trochę mnie to uwiera, bo tytuł halowego mistrza Europy plasuje się nieco niżej. Mam nadzieję, że wcześniej czy później wywalczę taki medal. Oby prędzej. Ale tutaj będzie to bardzo trudne, skoro kilka dni temu na mityngu w Clermont-Ferrand aż siedmiu z nas uzyskało 5,88 lub więcej.