O ile w sztafecie mieszanej 4x400 m można wymienić w tych MŚ tylko jedną osobę między eliminacjami a finałem, o tyle w męskiej i żeńskiej można wymienić ich aż cztery. Trener Aleksander Matusiński zarezerwował więc na finał udział najszybszych: Natalii Kaczmarek i Anny Kiełbasińskiej. Ale los mu nie sprzyjał.
W eliminacyjnym biegu na drugiej pozycji przekazały pałeczkę Justyna Święty i Iga Baumgart, a na trzeciej Kinga Gacka. Prawdopodobnie w strefie zmian Małgorzacie Hołub-Kowalik na stopę nastąpiła wyprzedzająca ją Kanadyjka. Na ostatniej prostej Polka spadła na niepremiowaną piatą lokatę.
- Na początku biegu poczułam, jakby Kanadyjka wpadła na mnie, ale wyłączyłam myślenie. Za to na ostatniej „setce”, kiedy chciałam ruszyć [do przodu], ból był już ogromny. Czułam, że noga nie podaje i nie mogę się z niej odbić - wyjawiła dziennikarzom Małgorzata Hołub pokazując zakrwawiony pantofel. - Nie chcę jednak zrzucać na nogę. Noga to tylko dodatek. Wszystko się ułożyło nie tak. Zakładaliśmy, że dostanę pałeczkę z nieco większą przewagą. To się nie udało, chociaż każda z nas zrobiła wszystko, co dziś mogła. To kubeł zimnej wody na głowy.
Polska ekipa złożyła dwa protesty przeciw rywalkom.Oba zostały odrzucone.
Podwójna mistrzyni Europy Justyna Święty-Ersetic (29 l.) skomentowała:
- Po prostu wszystkie pobiegłyśmy słabo. Byłyśmy przekonane, że wejdziemy do finału jak najmniejszym nakładem sił i w nim powalczymy o medale. Upadłyśmy z hukiem, ale podniesiemy się z jeszcze większym!