- W ubiegłym roku bark jeszcze „odrzucał” moja pracę, teraz jest już „w kursie”. Wyzbyłam się obaw, że kontuzja powróci. Pracuję nad barkiem, dbam o regenerację i odnowę ciała. Wielka praca wykonywana na siłowni przynosi efekty i daje mi komfort – mówi „Super Expressowi” zawodniczka Hańczy Suwałki.
Tegoroczne starty wraz z trenerem Karolem Sikorskim zaplanowali wcześnie jaki nigdy dotąd, pierwszy na początku marca, w zimowym Pucharze Europy. - Już nie mogę się doczekać tego występu. To będą akurat… moje urodziny. Długo czekałam na powrót uczucia radości trzymania oszczepu w ręku, radości rzucania – opowiada Maria.
Treningowe rzuty wykonuje bez względu na pogodę. Nawet przy mrozie do minus 10 stopni. Najpierw w Cetniewie, potem w Sejnach, teraz w Spale. Oszczep ląduje w śniegu.
- I ja i trener jesteśmy bardzo zadowoleni z tych treningowych rzutów. Reakcja barku i parabola lotu, to wszystko wygląda fajnie. Wreszcie, po dwóch i pół latach! - cieszy się. - Chciałabym od razu rzucać jak najdalej. A cele, które stawiam sobie we współpracy z psychologiem, profesorem Blecharzem to niezrażanie się niepowodzeniami, analiza przyczyn i luz w wyprowadzaniu oszczepu.
Z powodu braku dobrych wyników straciła stypendium kadrowe. Skończyło się też wsparcie z programu Team 100.
- Ale do igrzysk w Tokio mam kontrakt z PKN Orlen i wsparcie miasta Suwałki. Wdzięczna jestem, że nie odwrócili się ode mnie. Pieniędzy mi wystarcza – mówi.
W ubiegłym roku wzięła udział w odważnej artystycznej sesji zdjęciowej "(not) ordinary girl" Aleksandry Szmigiel.
- Troszeczkę się tego obawiałam, ale ufam Oli i wiedziałam, że krzywdy mi nie zrobi. Wyszło łagodnie i kobieco. A propozycję prawdziwie nagiej sesji też już miałam. Nie zgodziłam się. Na takie rzeczy przyjdzie czas po zakończeniu kariery. W tej chwili najważniejszy dla mnie jest sport – opowiada Andrejczyk.