Super Express: - Przyjechała pani do z koleżankami do Berlina po minimum na MŚ w sztafecie 4x 100 m (to się nie udało – red.), a wyjeżdża z rekordem w biegu indywidualnym. Jest radość?
Ewa Swoboda: - Nie spodziewałam się tego, ale cieszę się i jestem bardzo zadowolona, że udało mi się uzyskać 11,07. A czas ba radość będzie, jak wrócę do domu. Natomiast było miłe, jak polscy kibice gratulowali mi tuż po biegu.
- To był bieg perfekcyjny w pani wykonaniu, skoro życiówka poprawiona o 0,05 sek?
- Nie wiem, a skąd mam wiedzieć, skoro go jeszcze nie widziałam? Wiem tylko, że lepszy był sam start niż w Polsce, bo tutaj są normalne bloki startowe i są normalni starterzy, a nie tak jak u nas. Myślę, że jeśli bić rekordy życiowe to na zawodach za granicą, a nie w Polsce. Chodzi o to, jak sędziowie traktują zawodników w Polsce i tyle.
- Chyba grzechem byłoby nie pojechać na MŚ do Dohy, jeśli jest taka forma?
- Jadę na mistrzostwa świata i proszę nie pytać o nic więcej w tej kwestii.
- Z jakimi oczekiwaniami co do osiągnięć?
- Chcę pobiec jak najszybciej, bo to jest najważniejsze. Będzie możliwość sprawdzenie się z czołówką światową, co też jest ważne. Przepraszam, ale muszę już ... biec na kontrolę dopingową, czekają na mnie.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Ewa i jej trenerka wolałyby uniknąć startu w mistrzostwach w Katarze z powodu wyjątkowo długiego sezonu letniego 2019. W takim przypadku jednak PZLA prawdopodobnie ukarałoby zawodniczkę zawieszeniem w prawach kadrowiczki.