"Super Express": - W czym jest pan już lepszy od Tomasza Majewskiego?
Michał Haratyk: - Chyba w niczym nie jestem lepszy. Nie dorastam mu do pięt. Jest dwukrotnym mistrzem olimpijskim i nie ma sensu nas porównywać. Mam nadzieję, że w Rio Tomek będzie dla mnie także jak starszy i bardziej doświadczony kolega, a nie tylko rywal.
- Gdyby rok temu przepowiedziano panu start w igrzyskach, uwierzyłby pan?
- Raczej nie, bo pchałem wtedy po 19 metrów. Spodziewałem się, że dojdę w tym roku do 20,70 m. No, ale udało się pchnąć dalej, najpierw w hali, a potem powtórzyłem to na stadionie. Ale nie jestem najlepszy w Polsce. Konrad Bukowiecki ma średnią na poziomie 20,5 m. A ja strzelę sobie raz, a potem muszę znów kumulować siłę.
- Ma pan obawy przed startem w Rio?
- Nie boję się tego startu, chociaż igrzyska to jednak wyjątkowe zawody. Wydaje mi się jednak, że najgorszy start w tym sezonie mam już za sobą (w halowych MŚ w Portland zajął 14. miejsce - przyp. red.). Czuję, że jestem silniejszy niż rok temu, chociaż w wyciskaniu leżąc, doszedłem raptem do 200 kg. Słabo. Na siłowni mam jeszcze spore rezerwy. Dopiero od roku stosuję mocniejszy trening siłowy.
- Ilu Polaków potrafi sobie pan wyobrazić na olimpijskim podium?
- Nie jestem optymistą, a raczej realistą. Realnie patrząc, nie widzę żadnego z nas na podium. Sądzę, że po brązowy medal trzeba będzie pchnąć 21,40 - 21,50 m. A nawet ta odległość może nie dać podium. Ale po eliminacjach może się to zmienić. Dla mnie minimum to miejsce w finale. Jeżeli się nie uda, będę bardzo niezadowolony.