"Super Express": - Skąd pomysł, aby wystartować w wyborach?
Ryszard Czarnecki: - Namawiali mnie na to przedstawiciele niektórych środowisk sportowych. Postanowiłem podjąć rękawicę. W sporcie nie jestem kimś nowym. Przez osiem lat byłem prezesem i wiceprezesem żużlowego klubu Sparta Wrocław, byłem we władzach jednego z klubów piłkarskiej Ekstraklasy, jestem przewodniczącym rady fundacji wspierającej polską siatkówkę, działałem w PZPN, gdy decydowały się losy przyznania Polsce i Ukrainie organizacji EURO 2012. Sport to moja pasja.
- Jest pan jednak przede wszystkim czynnym politykiem. To się nie gryzie?
- Wręcz przeciwnie. Jako wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, potężnej instytucji, mógłbym skutecznie działać na rzecz polskiego sportu. W przypadku zwycięstwa nie zamierzam pobierać pensji jako prezes PKOl. Będę pracował społecznie, pozostając europosłem.
- Pana przeciwnik dostał poparcie 33 organizacji sportowych. Pana wsparła jedna.
- To nie do końca tak. Do wyborów zarekomendował mnie Polski Związek Piłki Siatkowej, ale to nie jest 33:1. Bo wiele z podmiotów, o których pan wspomniał, dało rekomendacje panu Kraśnickiemu jeszcze zanim zostałem oficjalnym kandydatem.
- Jaki ma pan pomysł na polski sport?
- Jestem już po rozmowach w Ministerstwie Finansów. Chciałbym, aby polski sport nie był zależny od krótkoterminowych umów sponsorskich, które mogą wygasać przez zmianę strategii danej firmy. W ustawie można zrobić zapisy o ulgach dla podmiotów sponsorujących sport. Mój cel to stworzenie Polskiego Funduszu Olimpijskiego, który zapewniłby stabilizację finansową na długie lata. Mam dużo pomysłów i wierzę, że przekonam delegatów do siebie!