Cóż to był za mecz. W pierwszej połowie Szkoci zdominowali Anglików. Gracze Garetha Southgate'a długo szukali sposobu na rywali, a bramkę rywali odczarował dopiero Alex-Oxlade Chamberlain. Skrzydłowy Arsenalu zbiegł ze skrzydła do środka, zamknął oczy i huknął w kierunku zasłoniętego Craiga Gordona. Kilka minut wcześniej golkipera gospodarzy uratował słupek - uderzał Jake Livemore - ale w sytuacji z 68. minuty był już bezradny. Rykoszet, zmiana kierunku lotu futbolówki i nieudana próba interwencji.
Anglicy nie forsowali tempa. Czekali na ostatni gwizdek, gdy obudził się on. 26-latek z Edinburga. Król szkockiej ligi, bez bramki w kadrze narodowej. Leigh Griffiths dwukrotnie, w odstępie trzech minut, fenomenalnymi uderzeniami z rzutów wolnych pokonał Joe Harta i wprowadził fanów zgromadzonych na trybunach obiektu w Glasgow w stan prawdziwego szaleństwa. To było coś niesamowitego. Cisza, gwizdek arbitra, strzał, piłka skierowana nad murem, tuż przy słupku bramki Anglików, bezlitośnie raniąca statycznych Anglików. Hart tylko statystował, a sensacja zawisła w powietrzu.
Zabrakło tylko dwóch minut. W ostatniej akcji goście, za sprawą Harry'ego Kane'a, wyrównali i odebrali rywalom ostatnie nadzieje na awans. Szkoci zajmują bowiem dopiero czwarte miejsce i do prowadzących Anglików tracą sześć "oczek".
Szkocja - Anglia 2:2 (0:0)
Bramki: Leigh Griffiths 87, 90 - Alex-Oxlade Chamberlain 70, Harry Kane 90