Tunezja prowadzona przez Henryka Kasperczaka notowała ostatnio całkiem niezłe wyniki. Na tegorocznym Pucharze Narodów Afryki Orły Kartaginy dotarły do ćwierćfinału, są też na dobrej drodze do awansu na mistrzostwa świata 2018 w Rosji. Po dwóch kolejkach eliminacji mają na koncie komplet punktów i są wiceliderem swojej grupy "A".
Mimo dobrych występów zwolnienie polskiego szkoleniowca nie jest specjalną niespodzianką. Już od dłuższego czasu mówiło się o tym, że jest on skonfliktowany z tunezyjską federacją po zawieszeniu dwóch piłkarzy reprezentacji, a dodatkowo Kasperczak nie był ulubieńcem miejscowych mediów, z którymi miał na pieńku.
- Rozmawiałem z prezesem federacji i przyznał, że sytuacja wygląda niedobrze. Znajduję się pod ostrzałem mediów, a one mają dużą siłę. Nikt nie patrzył na to, że w ostatnich meczach graliśmy bez sześciu podstawowych zawodników, a rywale wystąpili w pełnym składzie. Klimat wokół tutejszej piłki jest niedobry. Mogę zostać zwolniony - mówił kilka dni temu Kasperczak w rozmowie z "eurosport.onet.pl".
I jego słowa okazały się prorocze. Na piątkowym spotkaniu tunezyjskiej federacji (FTF) podjęto decyzję o zakończeniu współpracy z dotychczasowym selekcjonerem. Polak prowadził Orły Kartaginy od lipca 2015 roku, a wcześniej także w latach 1994-1998.