To było spotkanie wręcz epickie. Górnolotne sformułowania jak najbardziej uzasadnione. Francuzi zaczęli w morderczym tempie. Kylian Mbappe co rusz urywał się defensorom Argentyny. Kartki na nim szybko zarobili Marcos Rojo oraz Nicolas Taglafico. Piłkarz PSG biegał zbyt szybko dla powolnych defensorów Albicelestes, już na początku spotkania popisał się 70-metrowym rajdem, po którym wspomniany już Rojo powalił go w polu karnym. Sędzia nie miał wątpliwości, musiał podyktować jedenastkę, którą na bramkę zamienił Antoine Griezmann.
Francuzi zwolnili. Argentyńczycy nieoczekiwanie nabrali rozpędu. W 47. minucie Hugo Llorisa pokonał Gabriel Mercado i zapachniało sensacją. Tym bardziej, że słabi w fazie grupowej Argentyńczycy coraz lepiej radzili sobie w środku pola, sporo piłek wywalczył Ever Banega, a jeszcze w pierwszej połowie stan spotkania wyrównał Angel Di Maria. Jego uderzenie z trzydziestu metrów to był prawdziwy popis.
Francuzi krótko przegrywali. Benjamin Pavard już po kilku minutach przebił Di Marię. Trafił idealnie. Z powietrza, zewnętrzną częścią buta, zawinął futbolówkę obok bezradnego Franco Armaniego. Golkiper Argentyny nie miał najmniejszych szans na reakcję, podobnie jak w kolejnych minutach, gdy wyrok wykonał Mbappe. Snajper PSG trafił dwa razy i znokautował Argentyńczyków.
Albicelestes stać było tylko na odpowiedź w ostatnich dwóch minutach. Bramka Sergio Aguero okazała się jednak tylko trafieniem kontaktowym, pieczętującym czwartą kolejną klęskę Lionela Messiego w fazie pucharowej mistrzostw świata.