Obie drużyny walczą o miejsce w barażach. Walczą, dosłownie. Po sześciu kolejkach eliminacji punkt przewagi mają Grecy, a Bośniacy spore pretensje do rywali - a przede wszystkim do sędziego - mieli już podczas starcia w Pireusie. 13 listopada, na początku kampanii kwalifikacyjnej, dopiero w 95. minucie Jorgos Dzawelas dał swojej drużynie bezcenny remis.
Atmosfera udzieliła się obu ekipom. Wojna na boisku nie przyniosła rozstrzygnięcia. W rewanżowym spotkaniu, w Bośni, padł bezbramkowy remis. Wystarczyła iskra. Jedno zdanie. Kostas Manolas sprowokował Edina Dżeko. Kolega klubowy nie wytrzymał. Odepchnął, uderzył, niepotrzebne skreślić. Inni piłkarze rzucili się z odsieczą. Na trybunach trwała już wówczas regularna "ustawka". Wygwizdany został między innymi hymn Greków. Wkroczyła policja i ochrona. Minęły sekundy od ostatniego gwizdka arbitra, a na murawie stadionu w Zenicy klimat przypominał polskie gale MMA z początku XXI wieku. Lewy sierpowy, prawy, podbródkowy, wreszcie nokaut. Giannis Gianniotas, największy pechowiec wśród uczestników awantury, oberwał od asystenta selekcjonera Stephana Gilli i stracił zęby. Cięcie.
Kontrowersja. Skandal. Grecy zaprotestowali. Chcą kary dla Bośniaków. Bośniacy kary dla Greków. UEFA na razie milczy. A na wszystkim znowu ucierpiał futbol. I chyba pozostaje się tylko cieszyć, że obu ekip prawdopodobnie na mundialu w Rosji nie zobaczymy. W grupie H rządzą bowiem Belgowie i to oni z pierwszego miejsca w grupie awansują bezpośrednio na turniej. Rywalom pozostawiając tylko miejsce w barażach.