"Super Express": - Trener Vive już na początku waszej korespondencyjnej rywalizacji osiągnął nad panem przewagę, bo podebrał panu jednego z najlepszych obrotowych świata, Julena Aguinagaldego z Atletico Madryt. Podopieczny z reprezentacji Hiszpanii konsultował z panem swój transfer do Kielc?
Manolo Cadenas: - Vive wykonało kapitalny ruch, sprowadzając Julena. To światowa czołówka. Aguinagalde pochodzi z Irun. Od małego był fanem Wenty, kiedy ten grał w tamtejszej Bidasoa. Dlatego tak łatwo dał się namówić na Kielce. Uznał, że dawnym idolom się nie odmawia. Co prawda Julen nie radził się mnie, czy przyjechać do Polski, ale nie musi się bać, że za karę nie dostanie powołania do kadry (śmiech).
- Bogdan Wenta bardzo impulsywnie reaguje na grę swoich drużyn. A jak pan motywuje piłkarzy, kiedy im nie idzie?
- Wyciskam z nich wszystko, co najlepsze. Przez lata pracy nauczyłem się, jak sprawić, by nawet skrajnie zmęczeni wykrzesali z siebie rezerwy sił i bez względu na wynik walczyli do końca.
- Jak w Hiszpanii odebrano, że selekcjoner kadry mistrzów świata będzie jednocześnie prowadził zespół - przy całym szacunku - zaledwie wicemistrzów Polski?
- Wisła to uznana marka w całej Europie. U nas też jest bardzo szanowana. Dlatego gratulowano mi i życzono powodzenia. Wiem, że czeka mnie dużo pracy, bo będę szkolił dwie drużyny, które zawsze grają o najwyższe cele, ale dam sobie radę.
- Jak się panu podoba w Polsce?
- Jest super. To moja pierwsza w karierze praca za granicą i miałem pewne obawy, ale niepotrzebnie. Aklimatyzacja przebiega bezproblemowo, bo od początku są ze mną żona Carmen i córka Sophia. W Płocku już zaczynam czuć się jak w domu i zostałem fanem... tatara i pierogów. Z komunikacją w drużynie też nie ma problemu, bo w razie czego pomaga mi Mariusz Jurkiewicz, który jest nie tylko klasowym rozgrywającym, lecz także zdolnym tłumaczem (śmiech).