"Super Express": - Kto i kiedy zakomunikował ci to?
Marcin Lijewski: - Oficjalnie jeszcze nikt, ale dotarły do mnie głosy z klubu, że trener Manolo Cadenas nie widzi mnie w planach budowy drużyny na następne rozgrywki. Chce postawić na młodych.
- Ale w trakcie meczów to tobie przekazuje uwagi dotyczące ustawienia, taktyki. Ma do ciebie wielkie zaufanie. A tu nagle taka bomba. Podpadłeś czymś Hiszpanowi?
- Nie mam problemów z trenerem. Cóż, jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, że potrafię przyjąć do wiadomości, że gdzieś nie ma dla mnie miejsca. Decyzję Cadenasa przyjmuję z pokorą.
Krzysztof „Diablo” Włodarczyk wyznaje: Lubię popatrzeć na LESBIJKI
- W Bundeslidze każde drzwi są dla ciebie otwarte. Wrócisz tam?
- Po wygraniu z HSV Ligi Mistrzów mogłem zostać w Hamburgu albo skorzystać z propozycji innych niemieckich klubów. Skoro jednak odrzuciłem ofertę najlepszego zespołu świata - THW Kiel, aby grać w Wiśle, to teraz nie będę wywracał swojego życia do góry nogami i znów wyjeżdżał z kraju. Zżyłem się z Wisłą, Płock to fajne miejsce do grania i do życia. Po treningu wsiadałem w samochód i po dwóch godzinach byłem u rodziny w Gdańsku. Nie ukrywam, żałuję, że drogi moje i Orlenu się rozchodzą.
- Co dalej, zakończysz karierę?
- Szkoda by było kończyć, skoro nie tylko nie odstaję od chłopaków o 10 lat młodszych, ale często jestem od nich lepszy. Wiadomo, po tak wyczerpującym fizycznie meczu jak finał Pucharu Polski z Vive, człowieka tu strzyknie, tam zaboli, ale to zbyt błahy powód, aby kończyć karierę.
- Bogdan Wenta kiedyś wyznał nam, że ze swoją charyzmą, inteligencją i autorytetem u młodych będziesz świetnym szkoleniowcem, nawet... reprezentacji Polski.
- Jest mi bardzo miło. Marzę o tym, żeby zostać trenerem. Miałem to szczęście, że grałem w wielkich klubach u wybitnych szkoleniowców. Przez te lata nauczyłem się, co mogę z ich pracy zabrać ze sobą, a czego bezwzględnie unikać.