Polska - Węgry 26:30 (10:16)
Polska: Kornecki, Morawski - Olejniczak, Krajewski, Walczak, Sićko, Majdziński, Czuwara, Pilitowski, Moryto, Daszek, M. Gębala, Przybylski, Dawydzik, T. Gębala, Chrapkowski
Węgry: Mikler, Szekely - Sipos, Boka, Nagy, Rosta, Sunajko, Mathe, Rodriguez, Banhidi, Szita, Ancsin, Bodo, Hornyak, Lekai, Hanusz
Przed mistrzostwami świata w Egipcie mało kto zakładał, że podczas tego turnieju czekają na polskich kibiców duże emocje. Biało-czerwoni postarali się jednak o to, abyśmy z wypiekami na twarzy śledzili ich kolejne poczynania. W dodatku przed sobotnim meczem mieli spore szanse na awans do ćwierćfinału bo losy dalszego udziału w turnieju był w ich rękach. Pokonanie Węgrów sprawiało, że Polacy stawiali się w znakomitej sytuacji.
Niestety w starciu z Madziarami stało się to, co oglądaliśmy podczas rywalizacji z Urugwajem. Biało-czerwoni popełniali zbyt dużo prostych błędów w ataku, tracili proste piłki i kończyli akcje nawet bez oddania rzutu. A Roland Mikler udowadniał, że nie na pozór cieszy się dobrą renomą i odbijał rzuty naszych zawodników. Błędy Węgrzy wykorzystywali bezlitośnie.
W kontratakach zabójczo skuteczny był przede wszystkim Mate Lekai, który nie marnował żadnej okazji. Polacy w pierwszej połowie dali uciec rywalom na sześć bramek i na przerwę schodzili przegrywając 10:16. Na początku drugiej połowy Węgrzy szybko dorzucili dwie bramki i spokojnie kontrolowali przebieg spotkania. Biało-czerwoni jednak się nie poddawali.
Zaczęli grać lepiej. Patryk Rombel zdecydował, że w ataku grać będziemy siedmioma zawodnikami, co przynosiło efekty. Niestety Przemysław Krajewski i Michał Olejniczak w pewnym momencie nie trafili w trzech znakomitych okazjach, co miało duży wpływ na końcowy wynik spotkania. Choć biało-czerwoni zdołali zmniejszyć straty, nie byli w stanie odrobić ich w całości i pożegnali się z marzeniami o ćwierćfinale.