- Madziarzy to solidny zespół, ale chyba nie klasa światowa. Jesteśmy faworytami - twierdzi po udanym losowaniu Grzegorz Tkaczyk (32 l.), jeden z liderów mistrzów Polski.
"Super Express-: - Dał pan na mszę w intencji szczęśliwego losowania 1/8 finału?
Grzegorz Tkaczyk: - Rzeczywiście, mieliśmy fart. Szeged to nie Kilonia czy Atletico Madryt. Ale musimy być czujni. Rok temu też trafiliśmy na teoretycznie najsłabszego rywala - Cimos Koper. Ale to oni awansowali do ćwierćfinału. Zrobimy wszystko, żeby to się nie powtórzyło.
- Na mecze z Węgrami wróci już Denis Buntić, który w bójce złamał sobie rękę. Mieliście do niego pretensje, że w tak głupi sposób osłabił zespół?
- Denis stanął w obronie kolegi. Chyba każdy z nas postąpiłby tak na jego miejscu. Zachował się jak facet, o co tu mieć do niego żal?
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Vive to już na tyle silny zespół, żeby awansować do Final Four Ligi Mistrzów?
- Wiadomo, finał to marzenie. Jeżeli do drużyny wrócą kontuzjowani, powalczymy. Ale najpierw trzeba przejść Szeged (pierwsze mecze 13-17 marca, rewanże 20-24 marca, red.).