PGE Vive Kielce zdominowało w ostatnich sezonach PGNiG Superligę. Nawet mecze z Wisłą Płock nie były tak zacięte, jak jeszcze kilka sezonów wstecz. W środowym spotkaniu przypomnieliśmy sobie, dlaczego tak chętnie kibice oglądają świętą wojnę. Mecz od samego początku stał na wysokim poziomie. Mało było niewymuszonych błędów, które hamowały by przebieg gry. W pierwszej połowie dobrze funkcjonowała defensywa kielczan, którzy mimo słabszego początku systematycznie odrabiali straty, a następnie powiększali przewagę. W zespole mistrza Polski pierwsze skrzypce grało prawe rozegranie z Krzysztofem Lijewskim i Aleksem Dujszebajewem.
Nie można jednak stwierdzić, że goście zdominowali pierwsze 30 minut. Wisła grała konsekwentnie i realizowała swój plan, co zaprocentowało w drugiej odsłonie. "Nafciarze" szybko odrobili straty, a prawdziwym liderem był Valentin Ghionea, który w całym spotkaniu rzucił 11 bramek. Dziesięć minut przed końcem wydawało się, że gospodarze wygrają to spotkanie. Wyszli na dwubramkowe prowadzenie, a kielczanie nie mogli sobie poradzić z ich obroną. Jednak niecelne rzuty i błędy w ataku w decydujących minutach sprawiły, że to PGE Vive Kielce mogło cieszyć się z kolejnego zwycięstwa w świętej wojnie.
Wisła Płock - PGE Vive Kielce 30:31 (15:17)
Wisła: Wichary, Morawski - Daszek, Duarte 1, Krajewski 1, Obradović 4, Ghionea 11, Piechowski, M. Gębala 2, Zabić 3, Mihić, De Toledo 2, T. Gębala 3, Ivić 3
PGE Vive: Szmal, Wałach- Jurecki 3, Dujszebajew 6, Kuś, Bis, Aguinagalde 1, Bielecki 7, Jachlewski 1, Strlek 3, Janc 1, Lijewski 4, Jurkiewicz 2, Zorman 1, Mamić, Djukić 1
