Drugie złoto wywalczył z innym trenerem niż pierwsze. Współautora jego dotychczasowych sukcesów, Stanisława Jaszczaka, zastąpił krakowianin Zbigniew Król. Pracuje z nim od listopada.
- Trenera zmieniłem z przyczyn osobistych i tyle - ucina Kszczot. - W moim treningu jest teraz mniej ćwiczeń siłowych, a większy nacisk idzie na technikę biegania. I mój krok biegowy jest obecnie dłuższy.
Kszczot mieszka w Łodzi, trener - w Krakowie. Spotykają się na zgrupowaniach. Halowe ME były ich pierwszym wspólnym sprawdzianem.
- Lubię startować w hali, bo zimowy sezon pozwala wznowić rywalizację po czterech miesiącach przerwy po sezonie letnim. Publiczność, rywale, adrenalina - to wszystko mnie nakręca. A ponadto krótka bieżnia w hali sprzyja mojej zdolności szybkiej zmiany tempa, na krótkim odcinku. Dzięki niej potrafię uciec rywalom albo swobodnie ich wyprzedzić. Takie nagłe zrywy powodują u rywali spięcie mięśni i trudność reakcji w podobnym tempie - wyjaśnia mistrz Europy.
Prawdziwym spełnieniem jego ambicji byłby medal na otwartym stadionie - w MŚ lub igrzyskach.
- Miałem już na niego szansę, a największą chyba w MŚ w Daegu w 2011 roku. Zapłaciłem tam jednak frycowe - przyznaje. - A w przygotowaniach do igrzysk w Londynie były pewne błędy, które spowodowały przetrenowanie. Tych błędów już nie popełnię.