- Już na mecie pomyśleliśmy, że teraz to mamy przekichane. Pojawiają się przecież wielkie oczekiwania, nawet sugestie, że następnym razem pewnie wygramy - nie krył "Orzeł z Wisły" podczas spotkania.
"Super Express": - Ciągnie pana znowu na pustynię?
Adam Małysz: - Chętnie bym tam znów pojechał. Ten rajd był dla mnie wielką przyjemnością. Nastawienie i rodzaj zmęczenia były zupełnie inne niż dawniej. Nawet śmiali się ze mnie, gdy na mecie etapów udzielałem wywiadów i wyglądałem jak niezmęczony.
- Czego nauczył się pan jako kierowca przez ostatni rok?
- Choćby techniki skrętów "z nadrzutu": najpierw skręt w stronę przeciwną i lekki poślizg i dopiero skręt w stronę zakrętu. Druga sprawa to dachowanie. Zdarzyło nam się to kilka razy w przeszłości.
- Czego jeszcze będzie pan unikał na trasie?
- Jazdy za kimś, czyli w podnoszącym się pyle. Dwa razy zdarzyło się, że jadący przed nami skręcił, a my, w pyle, pojechaliśmy prosto. W ten sposób właśnie uszkodziliśmy tylny most.
- A chce pan coś zmienić w wyglądzie?
- Przybrać na wadze, bo po Dakarze "zjechałem" trzy, cztery kilo. Trzeba to odzyskać, bo rajdy to sport bardziej siłowy i wytrzymałościowy. Ale mądrze: żeby poszło w mięśnie. I jak na razie nie zgolę brody na podbródku. Zachowała się, bo nie miałem czasu porządnie się ogolić ani podczas rajdu, ani w Libercu.