Agnieszka Radwańska, Londyn 2012

i

Autor: archiwum se.pl

LONDYN 2012. Agnieszka RADWAŃSKA po PORAŻCE: W ważnych momentach ŹLE się ZACHOWAŁAM

2012-07-29 21:50

Zła, rozdrażniona i wyraźnie przygnębiona była Agnieszka Radwańska (23 l.), gdy pojawiła się na spotkaniu z polskimi dziennikarzami po jej sensacyjnej porażce już w I rundzie z Niemką Julią Goerges (5:7, 7:6, 4:6). Oto co powiedziała polska tenisistka.

- Z Kortem Centralnym łączy cię chyba teraz miłość wymieszana z nienawiścią. Trzy tygodnie temu grałaś tutaj wspaniale na Wimbledonie, a dziś ta przykra porażka...
- Prawda jest taka, że to był zupełnie inny kort niż ten trzy tygodnie temu. Trenując na bocznych kortach, miałam wrażenie, że nawierzchnia jest w zasadzie taka sama, ale teraz w czasie meczu czułam się inaczej. Kort był dziwnie śliski.

- Czy to jedna z najbardziej bolesnych porażek w twojej karierze?
- Przegrałam i już. Ciężko to porównać do innych porażek. Każdy mecz jest inny i każdy turniej jest inny. Na pewno przegrana w pierwszej rundzie nie cieszy.

- Na Wimbledonie zawsze czułaś się świetnie. To wciąż będą twoje ulubione korty?
- Oczywiście, że tak. Czeka mnie jeszcze sporo lat grania na tych kortach. Mam nadzieję, że będę powtarzać wynik sprzed trzech tygodni, a nie ten z dzisiejszego dnia. Mówi się trudno. Mecz był do wygrania, ale dzisiaj rywalka grała lepiej.

- Co się stało w trzecim secie? Przełamałaś Niemkę, prowadziłaś 3:1 i wydawało się, że ma już mecz pod kontrolą...
- Prowadziłam w trzecim secie, ale to było tylko jedno przełamanie. Owszem, to jest dużo na trawie, ale - jak widać - ta przewaga nie okazała się wystarczająca. Końcówki wszystkich trzech setów były wyrównane, kilka ważnych piłek zdecydowało. Nie zagrałam wtedy dobrze, nie zachowałam się tak jak powinnam, a jak tak się dzieje w ważnych momentach, to wszystko potem ucieka. Nawierzchnia była śliska i szybka, więc ciężko się grało, a Goerges serwowała dobrze. W końcówce kilka prostych błędów mi się przytrafiło i wynik się odwrócił.

- Czy zagrasz w mikście? I jeżeli tak, to z kim?
- Tak zagram. Już wcześniej zapowiadałam, że jak szybko odpadnę w singlu lub w deblu, to zagam w mikście. Moim partnerem będzie Marcin Matkowski.

- Trochę tak to wyglądało, jakby od początku meczu zanosiło się na twoją porażkę. Nie byłaś sobą...
- Dlaczego pan mówi, że od początku zanosiło się na moją porażkę?

- Wynikało to z twojej mowy ciała. Niemce wszystko wychodziło, narzuciła swój styl gry, a ty prezentowałaś się słabiej.
- Mecz można wygrać, przegrywając 1:6, 1:5. A w ogóle to nie rozumiem tego pytania. Nie będę odpowiadać na pytanie kogoś, kto mi mówi, że od początku zanosiło się na moją porażkę.

- Ale widać było, że nie był to twój dzień.
- Przegrałam, więc wiadomo, że nie był to mój dzień. To oczywiste, że jestem w stanie grać lepiej. Pokonała mnie dziewczyna, z którą ostatnio grałam w finale wielkiego turnieju (w Dubaju, red.), więc wiadomo było, że nie będzie łatwo, ale nie wydaje mi się, żeby wyglądało to tak, że już po pierwszych paru gemach zanosiło się na moją porażkę.

- Czeka cię teraz rywalizacja w deblu i mikście. Będziesz w stanie teraz tak do tego podejść i powalczyć na całego?
- To jest jedyny turniej, gdzie triumf w deblu czy mikście jest tak samo cenny jak w singlu, bo medal olimpijski to zawsze medal. Wiadomo, że tak jest. Ale szczerze mówiąc, ten medal w singu zawsze byłby dla mnie najwięcej wart.

- Byłaś kreowana na największą gwiazdę polskiej reprezentacji. Podczas ceremonii otwarcia niosłaś flagę. Czy w związku z tym czułaś dodatkową presję?
- Ta presja towarzyszy mi już od paru lat. W Polsce nie ma aż tylu sportowców, a zwłaszcza tenistów, którzy byliby w światowej czołówce. Ale staram się wychodzić na kort, nie myśleć o tym i robić swoje. To jest sport i nie zawsze się wygrywa. Mam nadzieję, że każdy to rozumie.

Notował w Londynie Michał Chojecki

Najnowsze