Jeszcze niedawno w Łodzi była radość z utrzymania się ŁKS w Ekstraklasie i powrotu do niej Widzewa. Teraz jest przygnębienie po tym, jak PZPN nie przyznał licencji ŁKS, a Sąd Najwyższy uznał, że drugi z klubów powinien być jednak zdegradowany za korupcję.
Ostatnią deską ratunku dla obu drużyn jest teraz Komisja do Spraw Nagłych przy PZPN, która zbiera się dziś.
Środowy werdykt Sądu Najwyższego zszokował działaczy Widzewa. Wcześniej byli przekonani, że sędziowie - podobnie jak przed rokiem Trybunał Arbitrażowy przy PKOl - uznają, że przypadki korupcji w tym klubie się przedawniły. Tymczasem SN uchylił wyrok Trybunału cofający degradację tego klubu i nakazał jeszcze raz zająć się sprawą. To oznacza, że łódzki klub ponownie powinien występować w pierwszej lidze. Władze Widzewa nie mogą się z tym pogodzić.
- Choć od zatrzymania Wojciecha S. (były działacz Widzewa - przyp. red.) i postawienia mu zarzutów korupcyjnych minęło już półtora roku, to do dziś nie ma nawet aktu oskarżenia! - mówi Bogusław Sosnowski, przewodniczący Rady Nadzorczej Widzewa. - To trzeba brać pod uwagę. Dlatego liczymy, że nie zostaniemy zdegradowani - dodaje Sosnowski.
Niewesoło jest też w ŁKS. Choć drużyna zajęła 7. miejsce w lidze, to nie dostała licencji na następny sezon. Kibice i działacze starają się robić wszystko, by PZPN jeszcze raz rozpatrzył wniosek łodzian. Ci pierwsi ślą setki listów do różnych instytucji z prośbą o poparcie, a drudzy... regularnie się kompromitują. Gdy okazało się, że ich fatalnie sporządzony wniosek o licencję nadaje się do kosza, odwołali się do Sądu Administracyjnego. Tyle że... zapomnieli uiścić opłaty sądowej!
- Jeżeli nie dostaniemy licencji, spotkamy się z naszymi działaczami w sądzie - zapowiada obrońca ŁKS Tomasz Hajto.