"Super Express": - Jak wypada sportowy bilans po tej pierwszej ćwiartce pani życia?
Otylia Jędrzejczak: - Spędziłam 18 lat na basenie i nie żałuję ani jednego dnia. Sport nauczył mnie wygrywać i przegrywać, pozwolił poznać wielu ludzi i zwiedzić wiele pięknych miejsc.
- Największe sukcesy?
- Złote medale, rekordy, ale też udane połączenie treningów ze studiami czy otrzymany w tym tygodniu Order Uśmiechu od dzieci. Sukcesem jest dla mnie każdy kolejny dzień.
- A gdyby dało się cofnąć czas?
- Jest moment, w którym chciałabym go cofnąć. Ale ta możliwość nigdy nie będzie nam dana i trzeba brać życie takim, jakie jest. Po burzy zawsze przychodzi słońce, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
- Kobieta zmienną jest. Co pani chciałaby zmienić w sobie na początku drugiej ćwiartki?
- Właściwie nie ma niczego, co chciałabym w sobie zmienić, bo akceptuję siebie taką, jaką Bóg mnie stworzył. Widocznie taki miał plan wobec mnie. Czasami miałam pretensje do losu, że jestem za wysoka, ale już się przyzwyczaiłam. Poza tym duże stopy pozwalają mi większą powierzchnią odpychać wodę. A charakter? Ze mną da się wytrzymać, trzeba tylko czasami mi ustąpić.
- Dziewczyna w wieku 25 lat to kwiat w pełni rozkwitły czy dopiero rozkwitający?
- Zdecydowanie rozkwitający. A sportsmenki podobno najlepsze lata kariery mają w przedziale 24-28 lat. Więc ja dopiero zacznę zdobywać laury.
- Nie martwi się pani, że zaczyna pani już drugą ćwiartkę?
- Nie. Do 25 lat człowiek żyje nauką. Dopiero potem zaczyna rozumieć życie i zastanawiać się, co dalej. Podobno życie zaczyna się po trzydziestce. Ja w czasie startów na basenie 25-metrowym rozpędzam się dopiero na drugiej, a często na trzeciej długości.