Na Francję padł blady strach, bo wróciły wspomnienia z 1993 roku, kiedy w ostatnich sekundach trójkolorowi stracili szansę awansu na finały mistrzostw świata w USA. Wtedy przegrali z Bułgarią 1:2, po golu Emila Kostadinowa w doliczonym czasie gry. Teraz Bośniacy liczą na powtórkę z historii, tym bardziej że Francja jest bardzo osłabiona. Nie zagrają między innymi Franck Ribery i Karim Benzema. W ofensywie Bośnia jest piekielnie silna, więc nad Sekwaną modlą się o dobrą formę Patrica Evry, który będzie dowodził francuską obroną.
Ozdobą spotkania powinny być też pojedynki dwóch kolegów z Manchesteru City, Samira Nasriego i Edina Dżeko. - Zależy mi na wygranej z wielu powodów. Choćby dlatego, żeby Edin nie śmiał się potem ze mnie w klubie - przyznał Nasri.
W pierwszym meczu w Bośni Francuzi wygrali 2:0, w tabeli mają punkt więcej, ale i tak obawiają się rywala, bo gdzieś z tyłu głowy wciąż mają dramat z 1993 roku. - Wiedziałem, że media wyciągną tamten mecz - przyznał Laurent Blanc. Obecny selekcjoner zagrał w tamtym pojedynku i zabrakło mu kilku centymetrów, aby zablokować decydujące uderzenie Kostadinowa.
Francja liczy na dobrą formę piłkarzy (Les Bleus nie przegrali ostatnich 14 meczów o stawkę) i kibiców. Choć zostało jeszcze trochę wejściówek, to nie ma wątpliwości, że na stadionie pojawi się komplet 80 tysięcy widzów.
- I właśnie tak liczna publiczność jest jednym z atutów gospodarzy. To i świetni piłkarze sprawia, że nasze szanse oceniam na 10 procent - powiedział asekuracyjnie trener BiH, Safet Susić. Tak naprawdę to jednak tylko kurtuazja. W kuluarach Bośniacy przyznają, że nie zamierzają stracić życiowej szansy i sięgną w Paryżu po pierwsze historyczne zwycięstwo nad Francją. W kadrze BiH jest Semir Stilić, ale niemal na pewno całe spotkanie lechita obejrzy z ławki rezerwowych.