Gareth Bale

i

Autor: East News

Gareth Bale warty tyle, co 10 kilometrów polskiej autostrady. Absurd?

2013-08-06 12:01

Za nami półmetek letniego okienka transferowego. Nietypowego, bo zdradzającego oznaki kryzysu finansowego w europejskim futbolu. Bezmyślne zbrojenia kadr urządzili sobie na razie tylko hiszpańscy giganci, handlarze ropy oraz dobrzy znajomi prezydenta Rosji. Reszta wystawia największe gwiazdy na witrynach sklepowych i czeka, aż zgłosi się dobroczyńca, skłonny słono za nie przepłacić. I co ciekawe, biedni wydają się radzić sobie sprawniej, aniżeli bogaci.

Lipcowe zmagania dyrektorów sportowych europejskich klubów zadziwiły sportowy świat. Trudno inaczej nazwać kompletny brak logiki oraz chaos jaki panuje na piłkarskim rynku. Atletico Madryt pozbyło się za 60 mln euro faceta, o którym powiedzieć można wszystko, poza tym kiedy i gdzie się urodził, a na zastępstwo - gwarantujące przynajmniej dwadzieścia bramek w sezonie - wydało kwotę trzydziesto krotnie niższą. Jeszcze większą wyobraźnią popisali się włodarze Manchesteru City, osiągając podobne rezultaty swojej pracy jak piłkarze 'Citizens' w zmaganiach międzynarodowych. Cenę uiszczoną za Fernandinho możnaby od biedy uznać za racjonalną, gdyby wraz z Brazylijczykiem na Etihad Stadium trafiła nowiutka maszyna wydobywcza z donieckiej kopalni. Siedem zer za niemłodego, niedoszłego reprezentanta Brazylii wskazuje jednak po prostu, że na Bliskim Wschodzie grupa Monty Pythona ma całe rzesze oddanych fanów.
Podobnych przypadków wymienić można jeszcze sporo. W Madrycie nie znoszą pozostawać w cieniu, więc Gareth Bale stanie się prawdopodobnie zaraz najdroższym piłkarzem w historii. Edinson Cavani jest w tej klasyfikacji na razie na piątym miejscu, a pytanie jak ktokolwiek wyobraża sobie współpracę Urugwajczyka z Ibrahimovicem oraz Walijczyka z Ronaldo pozostaje aktualne. Między bajki należy włożyć głoszone teorie, jakoby wielomilionowe transfery były ekonomicznie uzasadnione. Real Madryt po wydaniu czwartej części miliarda latem 2009 roku, pomnożył swoje zarobki o... 9%. Więcej kosztowało miesięczne utrzymanie nowych pracowników. Bańka inwestycyjna? Na pewno, pytanie które należy sobie zadać nie brzmi już czy europejski futbol czeka kryzys, tylko jak wiele będzie ofiar obecnej polityki.
Kompletny burdel na rynku tworzy jednak ciekawą sytuację, o której lata temu wspominał Michel Platini. Wyrównania szans. Bo też wydaje się, że na razie najlepiej w całym szaleństwie odnalazły się drużyny do tej pory pozostające w cieniu najbogatszych. Te, które musiały oddać swoje najcenniejsze gwiazdy i szukać nowych rozwiązań.
Sprzedaż piłkarza, choćby największego futbolowego magika, rzadko kończy się katastrofą. Częściej przywraca w zespole atmosferę rywalizacji i pozwala na rekonstrukcję drużyny. Inter Mediolan po oddaniu Zlatana Ibrahimovica do Barcelony miał popaść w przeciętność, a w rzeczywistości wymiana Szweda na trio: Milito, Eto'o, Sneijder zdecydowanie usprawniła skostniały styl gry Mediolańczyków. Rok później Inter triumfował w Europie, a Ibrę z Camp Nou wysłano pierwszym czarterem na wypożyczenie do Milanu. Jeszcze bardziej szalony wydawał się lata temu pomysł Florentino Pereza, który po wyborze na prezydenta Realu Madryt zdecydował się sprzedać Berlusconiemu, najjaśniejszą wówczas gwiazdę 'Królewskich', Fernando Redondo. Zaraz potem rozpoczął kompletowanie jednej z najwspanialszych drużyn piłkarskich w historii, legendarnych 'Galacticos'.
Obecnie w najkorzystniejszej sytuacji wydaje się być Tottenham. Zwłaszcza, jeżeli prawdziwe okażą się doniesienia Radia Cadena Ser, mówiące, że Gareth Bale trafi na Santiago Bernabeu dopiero następnego lata. Wówczas 'ekwilibrystyczne' stwierdzenie: 'zjeść ciastko i mieć ciastko' stałoby się rzeczywistością. Wzmacniając zespół za madryckie pieniądze i utrzymując w kadrze największego asa na Wyspach Brytyjskich, staliby się wielkim faworytem wyścigu o Mistrzostwo Anglii. Pytanie czy właściciel 'Spurs', Daniel Levy byłby skłonny zadłużać klub i liczyć na wymierne sukcesy. Na razie do podobnego scenariusza droga daleka. Bale obrażony siedzi na trybunach i próbuje wymusić transfer, a Londyńczycy, wzmocnieni Soldado oraz Paulinho, w sparingu z Monaco zainkasowali pięć bramek, strzelając zaledwie dwie.
Zdecydowanie realniej wyglądają natomiast sny o potędze Napoli, które z pieniędzy uzyskanych za Cavaniego sprowadziło ławkę rezerwowych Realu Madryt. Walter Mazzari preferował w Neapolu surowy styl gry, oparty na skomplikowanej zasadzie - zwłaszcza po odejściu Lavezziego - 'lagi na długowłosego z przodu', która o ile sprawdzała się w Seria A, o tyle nie przynosiła większych sukcesów w Europie. Teraz Benitez możliwości ma zdecydowanie większe, a ofensywne trio Mertens - Higuain - Callejon dodatkowo ma zostać wzmocnione. Wspomina się o Jacksonie Martinezie, o Leandro Damiao, a dotychczasowe wyniki sparingów mogą robić wrażenie.
Kolejny raz rynek transferowy podbiła jednak Borussia Dortmund. Prawdziwy rodzynek wśród czołowych drużyn Europy. W czerwcu wydawało się, że finalistów Champions League czeka wyprzedaż i gehenna. Odejście Gotze miało odmienić oblicze zespołu. I tak też się stało. Bayern za 37 mln euro pozyskał gracza, którego nie potrzebował. Dortmund ruszył na zakupy i za otrzymaną kwotę zakupił dwóch piłkarzy. Stracił błyskotliwość Gotze, zyskał cennego zmiennika, niesamowitą dynamikę Aubayenga oraz skuteczność Mchitariana. Zdobyte przez Niemca 16 bramek w poprzednich rozgrywkach, zastąpił 50 strzelonymi przez nowe nabytki. Roszady godne umieszczenia w elementarzu dyrektora sportowego klubu piłkarskiego. Powtórzą osiągnięcia Valencii z początku XXI wieku?

Lipcowe zmagania dyrektorów sportowych europejskich klubów zadziwiły sportowy świat. Trudno inaczej nazwać kompletny brak logiki oraz chaos jaki panuje na piłkarskim rynku. Atletico Madryt pozbyło się za 60 mln euro faceta, o którym powiedzieć można wszystko, poza tym kiedy i gdzie się urodził, a na zastępstwo - gwarantujące przynajmniej dwadzieścia bramek w sezonie - wydało kwotę trzydziestokrotnie niższą. Jeszcze większą wyobraźnią popisali się włodarze Manchesteru City, osiągając podobne rezultaty swojej pracy jak piłkarze 'Citizens' w zmaganiach międzynarodowych. Cenę uiszczoną za Fernandinho można by od biedy uznać za racjonalną, gdyby wraz z Brazylijczykiem na Etihad Stadium trafiła nowiutka maszyna wydobywcza z donieckiej kopalni. Siedem zer za niemłodego, niedoszłego reprezentanta Brazylii wskazuje jednak po prostu, że na Bliskim Wschodzie grupa Monty Pythona ma całe rzesze oddanych fanów.

>>>Czytaj więcej o letnim okienku transferowym na gwizdek24!

Podobnych przypadków wymienić można jeszcze sporo. W Madrycie nie znoszą pozostawać w cieniu, więc Gareth Bale stanie się prawdopodobnie zaraz najdroższym piłkarzem w historii. Edinson Cavani jest w tej klasyfikacji na razie na piątym miejscu, a pytanie jak ktokolwiek wyobraża sobie współpracę Urugwajczyka z Ibrahimovicem oraz Walijczyka z Ronaldo pozostaje aktualne. Między bajki należy włożyć głoszone teorie, jakoby wielomilionowe transfery były ekonomicznie uzasadnione. Real Madryt po wydaniu czwartej części miliarda latem 2009 roku, pomnożył swoje zarobki o... 9%. Więcej kosztowało miesięczne utrzymanie nowych pracowników. Bańka inwestycyjna? Na pewno, pytanie które należy sobie zadać nie brzmi już, czy europejski futbol czeka kryzys, tylko jak wiele będzie ofiar obecnej polityki.

Kompletny burdel na rynku tworzy jednak ciekawą sytuację, o której lata temu wspominał Michel Platini. Wyrównania szans. Bo też wydaje się, że na razie najlepiej w całym szaleństwie odnalazły się drużyny do tej pory pozostające w cieniu najbogatszych. Te, które musiały oddać swoje najcenniejsze gwiazdy i szukać nowych rozwiązań.

>>>Gareth Bale w Realu Madryt?

Sprzedaż piłkarza, choćby największego futbolowego magika, rzadko kończy się katastrofą. Częściej przywraca w zespole atmosferę rywalizacji i pozwala na rekonstrukcję drużyny. Inter Mediolan po oddaniu Zlatana Ibrahimovica do Barcelony miał popaść w przeciętność, a w rzeczywistości wymiana Szweda na trio: Milito, Eto'o, Sneijder zdecydowanie usprawniła skostniały styl gry Mediolańczyków. Rok później Inter triumfował w Europie, a Ibrę z Camp Nou wysłano pierwszym czarterem na wypożyczenie do Milanu. Jeszcze bardziej szalony wydawał się lata temu pomysł Florentino Pereza, który po wyborze na prezydenta Realu Madryt zdecydował się sprzedać Berlusconiemu, najjaśniejszą wówczas gwiazdę 'Królewskich', Fernando Redondo. Zaraz potem rozpoczął kompletowanie jednej z najwspanialszych drużyn piłkarskich w historii, legendarnych 'Galacticos'.

>>>Cristiano Ronaldo w Realu do 2018! Czytaj na gwizdek24!

Obecnie w najkorzystniejszej sytuacji wydaje się być Tottenham. Zwłaszcza, jeżeli prawdziwe okażą się doniesienia Radia Cadena Ser, mówiące, że Gareth Bale trafi na Santiago Bernabeu dopiero następnego lata. Wówczas 'ekwilibrystyczne' stwierdzenie: 'zjeść ciastko i mieć ciastko' stałoby się rzeczywistością. Wzmacniając zespół za madryckie pieniądze i utrzymując w kadrze największego asa na Wyspach Brytyjskich, staliby się wielkim faworytem wyścigu o Mistrzostwo Anglii. Pytanie czy właściciel 'Spurs', Daniel Levy byłby skłonny zadłużać klub i liczyć na wymierne sukcesy. Na razie do podobnego scenariusza droga daleka. Bale obrażony siedzi na trybunach i próbuje wymusić transfer, a londyńczycy, wzmocnieni Soldado oraz Paulinho, w sparingu z Monaco zainkasowali pięć bramek, strzelając zaledwie dwie.

>>>Problemy Lewandowskiego w Dortmundzie. Kibice apelują!

Zdecydowanie realniej wyglądają natomiast sny o potędze Napoli, które z pieniędzy uzyskanych za Cavaniego sprowadziło ławkę rezerwowych Realu Madryt. Walter Mazzari preferował w Neapolu surowy styl gry, oparty na skomplikowanej zasadzie - zwłaszcza po odejściu Lavezziego - 'lagi na długowłosego z przodu', która o ile sprawdzała się w Seria A, o tyle nie przynosiła większych sukcesów w Europie. Teraz Benitez możliwości ma zdecydowanie większe, a ofensywne trio Mertens - Higuain - Callejon dodatkowo ma zostać wzmocnione. Wspomina się o Jacksonie Martinezie, o Leandro Damiao, a dotychczasowe wyniki sparingów mogą robić wrażenie.

Kolejny raz rynek transferowy podbiła jednak Borussia Dortmund. Prawdziwy rodzynek wśród czołowych drużyn Europy. W czerwcu wydawało się, że finalistów Champions League czeka wyprzedaż i gehenna. Odejście Gotze miało odmienić oblicze zespołu. I tak też się stało. Bayern za 37 mln euro pozyskał gracza, którego nie potrzebował. Dortmund ruszył na zakupy i za otrzymaną kwotę zakupił dwóch piłkarzy. Stracił błyskotliwość Gotze, zyskał cennego zmiennika, niesamowitą dynamikę Aubayenga oraz skuteczność Mchitariana. Zdobyte przez Niemca 16 bramek w poprzednich rozgrywkach, zastąpił 50 strzelonymi przez nowe nabytki. Roszady godne umieszczenia w elementarzu dyrektora sportowego klubu piłkarskiego. Powtórzą osiągnięcia Valencii z początku XXI wieku?

Najnowsze