Grajek: Smuda, nigdy ci nie wybaczę!

2009-04-09 11:31

Oskarżony o przekręty finansowe były właściciel Widzewa Łódź Andrzej G. nie chce już znać swojego długoletniego przyjaciela Franciszka Smudy (61 l.).

- Cieszę się, że ten horror już się skończył - mówi "Super Expressowi" Andrzej G. (56 l.), który po miesiącu opuścił areszt śledczy we Wrocławiu.

Były właściciel Widzewa Łódź opowiada nam, kto ze znajomych był gotów poręczyć za niego, a kto nie. I o tym, że ten miesiąc całkowicie zmienił jego życie.

"Super Express": - Dziewiątego marca został pan zatrzymany pod zarzutem przywłaszczenia z konta Widzewa kilkunastu milionów i ukrywania ich przed egzekucją. Przyznał się pan do jakiegokolwiek zarzutu?

Andrzej G.: - Ja od początku nie rozumiałem tych zarzutów i pewnie nie zrozumiem do końca życia. To był dla mnie szok. Zaręczam, że moja firma, która była sponsorem w SPN Widzew, nawet nie myślała, by uszczuplać kasę klubu.

- Naprawdę zatrzymanie było dla pana zupełnym zaskoczeniem?

- Prędzej bym się spodziewał, że kiedyś polecę w kosmos. Nie wyobrażałem sobie ani zatrzymania, ani koszmaru, jaki przeżyłem przez następny miesiąc.

- Co ma pan na myśli?

- To, że bez przerwy myślałem o zarzutach i musiałem się zastanawiać, czy przed laty czegoś nie przeoczyłem, czy nic się nie działo za moimi plecami. Bo przecież tego nie można wykluczyć... To nie ja podpisywałem wygórowane kontrakty niemożliwe do zrealizowania, tylko zarząd klubu, a nad nim była rada nadzorcza. Myślę teraz, że chciano zrobić ze mnie kozła ofiarnego.

- Nie przesadza pan?

- A co się działo w Widzewie po moim odejściu, gdy udziałowcami zostali panowie Boniek i Szymański? Czy budowano klub w uczciwy i sportowy sposób, czy za pomocą korumpowania sędziów? Przecież te fakty wyszły na jaw i są znane! I co? I nic! Niedawno jeden z tych panów kandydował na prezesa PZPN, a trener Widzewa z tamtego okresu chce być teraz trenerem reprezentacji Polski. Temu jakoś nikt się nie przygląda.

- Wróćmy do pańskiej sprawy. Ponoć był pan zszokowany warunkami w areszcie...

- Siedziałem z sześcioma oskarżonymi. Cela miała piętnaście metrów kwadratowych włącznie z ubikacją i umywalką, gdzie była tylko lodowata woda. Na szczęście mnie już tam nie ma.

- Czy była możliwość, żeby wyszedł pan z aresztu wcześniej? Za kaucją?

- Tak. Za poręczeniem majątkowym albo osób publicznych.

- A ktoś chciał ręczyć za pana?

- Oczywiście. Dariusz Michalczewski, Artur Wichniarek, Tomek Gollob i Janek Tomaszewski.

- A ktoś odmówił?

- Tak. Wspólny znajomy zapytał Franciszka Smudę, czy poręczyłby za mnie, ale Smuda odmówił. Nie zapomnę mu tego do końca życia.

- Jak pan się teraz czuje?

- Cieszę się, że to wszystko mam za sobą, ale nie czuję się dobrze. I nie wstydzę się powiedzieć, że zaraz po świętach będę chciał skorzystać z pomocy psychologa. Po tym, co przeszedłem, potrzebuję tego.

Najnowsze