„Super Express”: - Dlaczego zmieniłeś imię Joan na Goku?
Joan Roman - Goku: - Jestem osobą, która docenia życie. Wierzę w energię i moc każdego z nas. Od dłuższego czasu chciałem pozostawić negatywne momenty za sobą. Wybrałem Goku z dwóch powodów. Po pierwsze: podoba mi się. Po drugie: pochodzi z mojego ulubionego serialu animowanego Dragon Ball, który jest znany na całym świecie. To dla mnie coś więcej niż tylko serial. Goku to imię, które ma wielką moc. Przekazuje wartości takie jak wytrwałość, empatia i przezwyciężanie trudności.
- Co najbardziej zachwyciło cię w serialowym Goku?
- Umiejętność pozytywnego nastawienia w trudnych momentach. Podobało mi się to, że dzięki wytrwałości był w stanie wyjść zwycięsko z danej sytuacji. Potrafił zrobić krok do przodu. Ciągle chciał być lepszy. Dlatego tak bardzo identyfikuję się z nim.
- Czy zmieniłeś imię na koszulce i w dokumentach?
- Nie, na razie zmiana ma miejsce tylko w mediach społecznościowych. Na koszulce nadal mam napisane Roman. Chciałbym zamienić je na Goku, aby ludzie zaczęli mnie kojarzyć i w ten sposób się do mnie zwracali.
Były legendarny napastnik kadry o rywalu Lecha. Przestrzega przed tym piłkarzem Standardu
- Jak zmianę przyjęli koledzy z Miedzi?
- Zareagowali pozytywnie. Wszyscy wołają na mnie Goku. Moja rodzina i bliscy również zwracają ją się do mnie w ten sposób. Cieszy mnie to, że zaakceptowali i przyzwyczaili się do nowego imienia.
- W tym sezonie w pierwszej lidze strzeliłeś cztery gole i zaliczyłeś trzy asysty. Myślisz, że Goku w jakiś sposób pomaga ci na boisku?
- Dokonania w futbolu to połączenie talentu i pozytywnej energii. Imię jest czymś symbolicznym. Nadaje nowy sens życiu osobistemu i zawodowemu. Widocznie miałem rację decydując się na zmianę imienia.
Tak dojrzewał wielki skarb Lecha. "Kamyk" wystrzelił jak z armaty [WIDEO]
- Porozmawiajmy o początkach twojej kariery. Jako junior związany byłeś m.in. z Manchesterem City. Co powiesz o okresie spędzonym w tym słynnym klubie?
- Skauci angielskiego klubu wypatrzyli mnie, gdy byłem piłkarzem Espanyolu Barcelona i reprezentantem Hiszpanii do lat 16. Pojechałem do Anglii, bo byłem przekonany, że to będzie dla mnie dobra okazja, aby się doskonalić. Spędziłem tam trzy lata.
- Co dał ci pobyt w Anglii?
- W Manchesterze poznałem nową kulturę, nauczyłem się języka. Poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy byli dla mnie jak rodzina. Z niektórymi utrzymuję kontakt i są moimi przyjaciółmi. Byłem szczęściarzem, bo mogłem trenować choćby z takimi piłkarzami jak m.in. Sergio Aguero, David Silva, Samir Nasri czy Yaya Toure.
- Kto pomagał cię w Manchesterze?
- Pablo Zabaleta. Nigdy nie zapomnę wsparcia ze strony Argentyńczyka i to od samego początku. Pomógł mi zaadaptować się w nowym środowisku. Udostępnił mi swój dom, woził mnie na treningi. Do dziś jest moim przyjacielem. Zawsze będę mu wdzięczny za pomoc i za wszystko co dla mnie wtedy zrobił.
Piłkarska reprezentacja Polski nie będzie grać na Narodowym. Zbigniew Boniek potwierdza
- W twoim CV widnieje jeszcze jeden wielki klub: Barcelona. Tyle, że masz za sobą występy w drugim zespole. Potrafisz powiedzieć dlaczego się nie udało przebić?
- O to trzeba zapytać kierownictwo Barcy. Liczyłem, że kiedyś dostanę szansę. Skończyło się tylko na zajęciach z pierwszą drużyną, czy występie w meczu towarzyskim. W kontrakcie miałem nawet wpisaną sumę odstępnego, która wynosiła 12 milionów euro. Ale skończył się kontrakt i odszedłem. Największe wrażenie zrobił na mnie Andres Iniesta. Na boisku lider, ale w szatni nie był osobą, która dużo mówi. Był bardzo skromny, nie zachowywał się jak gwiazda. To mi się w nim podobało najbardziej. Z obecnej drużyny Barcy moim kolegą jest Sergi Roberto i to nie tylko dlatego, że również urodził się w Reus. Graliśmy ze sobą przez sezon właśnie w drugiej drużynie Barcy.
- Wprawdzie nie przebiłeś się w Barcelonie, ale dostałeś się do Primera Dvision w barwach Villareal. Debiutowałeś w lidze w meczu z Realem Madryt (2:4) w marcu 2014 roku.
- Moim marzeniem od dziecka było grać kiedyś w Primera Division. I to się spełniło. Cieszę się, że miałem okazje zadebiutować na Santiago Bernabeu, jeden z najbardziej znanych stadionów na świecie. Dla mnie to plus. Nie każdy piłkarz może pochwalić się tym, że premierowy występ zalicza na Santiago Bernabeu. Dlatego jestem bardzo dumny. Tak samo czułbym się zaszczycony gdybym zrobił to na Camp Nou. W drużynie „Królewskich” nieobecny był wtedy Cristiano Ronaldo. Jednak nie brakowało gwiazd jak Sergio Ramos, Karim Benzema, Angel Di Maria, Gareth Bale, Luka Modrić czy Marcelo. A na trybunach zasiadł mój tata. Nic mi nie mówił, ale myślę, że był wzruszony i dumny ze mnie.

i
- Jak zapamiętałeś tamto spotkanie z Realem?
- Pamiętam, że jak wchodziłem na boisko, bardzo chciałem zagrać jak najlepiej. Koledzy z ławki mówili cos do mnie, ale do mnie nic nie docierało. Tak byłem skupiony. Dostałem ok. pół godziny, ale po meczu byłem potwornie zmęczony. Przez presję i napięcie, które czułem na sobie. Grałem przeciwko Realowi, na jego stadionie i myślałem o tym, aby dobrze się zaprezentować. Miałem starcia na swoje stronie z Carvajalem. Po meczu byłem tak podekscytowany, że przybyłem piątkę ze wszystkimi na boisku. Wymieniłem się koszulką z Jese, który strzelił nam gola. Znaliśmy się z juniorskich reprezentacji Hiszpanii.
- Dwa miesiące później zagrałeś z Atletico Madryt na Vicente Calderon. Jakie wspomnienia zachowałeś?
- To był mój drugi i ostatni mecz na tym poziomie. Zagrałem w pierwszym składzie. Tym razem dostałem ponad godzinę gry. Uważam, że zagrałem dobre spotkanie. W składzie Atletico byli m.in. Courtois, Godin, Koke czy David Villa. Pamiętam, że w pierwszej połowie nawet miałem okazję strzelić gola. Przegraliśmy 0:1, ale byłem zadowolony z naszego występu. Nie zasłużyliśmy na porażkę, bo Villareal zagrał bardzo dobry mecz. Był to dla mnie szczęśliwy dzień, bo się przekonałem, że potrafię grać na tym poziomie.
Lewandowski oddał hołd legendzie. Specjalna dedykacja Polaka dla Gerda Muellera
- Ale co się stało potem, że w Villareal już więcej nie zagrałeś?
- Szczerze? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ówczesny trener nie dał mi więcej szans. Myślę, że powinienem je dostać. Po sezonie wróciłem do Barcelony B, a po roku wyjechałem do Portugalii.
- Grałeś w Barcelonie, debiutowałeś na Santiago Bernabeu, ale twoja kariera potoczyła się tak, że występujesz w pierwszej lidze w Polsce. Co poszło nie tak?
- Coś się wydarzyło przez ten czas. Miałem kontuzję kostki. Stało się to już jak byłem w Portugalii. Nie wyleczyłem się dobrze i potem pojawiły się komplikacje. Będąc piłkarzem Śląska w 2017 roku doznałem kontuzji. I to w tym samym miejscu. Musiałem przejść operację w Barcelonie. Pauzowałem dość długo i to się odbiło na psychice. Dużo musiałem się napracować, żeby wrócić do gry. Praktycznie tak poważna kontuzja przeszkodziła mi w rozwoju.
Koronawirus w Standardzie Liege! Wielkie osłabienie rywali Lecha Poznań

i